Wpisy archiwalne w kategorii

Bieganie

Dystans całkowity:3914.66 km (w terenie 2294.97 km; 58.63%)
Czas w ruchu:395:51
Średnia prędkość:9.89 km/h
Maksymalna prędkość:82.69 km/h
Suma podjazdów:90890 m
Maks. tętno maksymalne:204 (104 %)
Maks. tętno średnie:168 (87 %)
Suma kalorii:212880 kcal
Liczba aktywności:211
Średnio na aktywność:18.55 km i 1h 52m
Więcej statystyk

Trasą Sudeckiej Setki, Boguszów Gorce

Niedziela, 23 marca 2014 · Komentarze(3)
Kategoria Bieganie, Zdjęcia

Po słonecznej i upalnej sobocie przyszła kolej na niedzielę. Jak widać na zdjęciu powyżej było wręcz przeciwnie, to znaczy lało jak z cebra od startu do mety. Ponieważ Danek przymierza się do pełnej Sudeckiej Setki postanowiliśmy pobiegać w okolicy Boguszowa i po tamtej, nieźle oznaczonej na stałe, trasie. W zasadzie miałem ochotę na odwiedzenie parku krajobrazowego położonego na południe od Boguszowa, ale jak widać na śladzie nie za bardzo się to udało. Kręciliśmy się w okolicach pierwszej części trasy.

Deszcz zalewał oczy bez przerwy. Mimo, że wystartowaliśmy wcześnie to im bliżej południa tym robiło się zimniej. Do tego w drodze na Chełmiec(851m) gęstniała mgła. Danek narzucał przyzwoite tempo, jak na moje naruszone po sobocie nogi.

Tamtejsze pagóry są całkiem urozmaicone, krajobraz zmienia się bardzo często. Podbiegi i zbiegi nie są długie, ale trafiają się jeden za drugim :)

Chełmiec na szczycie wygląda średnio, a o mapę zadbano, jak widać na zdjęciu. Przynajmniej miejsce "tu jesteś" nie jest wydrapaną plamą ;)
Do samochodu wróciliśmy przemoczeni do suchej nitki, podzieliliśmy się suchym ciuchem sztuk dwa i do domu.

Po takim weekendzie biegowym głód trzyma ze dwie doby. Ale to nie problem, bo można się do woli opychać takimi pysznościami jak ta komosa ryżowa z soczewicą, fasolką i czymś tam jeszcze(zrobione przez Kasię).




Przebieżka Mokry Dwór i Opatowice

Sobota, 22 marca 2014 · Komentarze(5)

Przebieżka luźnym tempem przez okoliczne podwrocławskie wioski Trestno, Opatowice, Mokry Dwór. Za Mokrym Dworem wzmacniają wały, ale tej wiosny chyba się nie przydadzą. Na wyspie Opatowickiej też jakaś budowa.
Bieg miał być wolny i taki był, chociaż na wałach za wyspą nieco się przyspieszyło.
Upał straszliwy, krótkie spodnie i rękawek.

Biegaczu czy wiesz co jesz?

Czwartek, 20 marca 2014 · Komentarze(7)

Czasami, jak znajdę coś ciekawego do jedzenia sprawdzam jakie makro i mikro składniki zawiera. Od czasu do czasu po bardziej intensywnym dniu lub tygodniu wpisuję cały jeden dzień, żeby sprawdzić jakie paliwo mnie napędzało i jakie będzie mnie regenerować.
Ponieważ od ponad roku jem w 99% wegańsko(bez mięsa, ryb, nabiału), tym bardziej wydaje mi się to interesujące.
Większość rowerzystów, czy biegaczy interesuje się z aptekarską dokładnością jak szybko jeździ i biega, o ile sekund poprawili życiówkę. Czy tak samo dokładnie interesują się jakie paliwo ich napędza?
To samo tyczy się najnowszych zegarków z GPS, czy smartfonów. Każdy wie ile pamięci i rdzeni w telefonie potrzeba, żeby dobrze działał, a czy wiedzą ile witamin i minerałów potrzeba, żeby się dobrze regenerować po biegu?

Stąd też moja ciekawość, jak to wygląda i poniższa tabelka obrazująca dzisiejszy dzień. Dane pochodzą z serwisu cronometer, a tam trafiły z obszernej bazy danych Agencji Rolnictwa USA(USDA), która jest dostępna za darmo w sieci. Większość ubogich tabel kalorycznych czerpie dane właśnie stamtąd, ale zawierają tylko makroskładniki. Tutaj mamy prawie wszystko. Kliknij tabelę, żeby zobaczyć ją w pełnym rozmiarze.

Wiesz co jesz? mikro i makro składniki z całego dnia
yerba mate

Tego dnia biegałem dwa razy. Rano do pracy 7km i wieczorem z powrotem 12km. Lista składników jest podana w kolejności chronologicznej. Najpierw zielony szejk przed biegiem, później po biegu owsianka z owocami, jakieś owoce w ciągu dnia i groszek z pomidorami, później żwawy bieg 12km. Po biegu dopadłem zimne mleko sojowe Kasi. Chyba piłem pierwszy raz w tym roku. Następnie sok z marchewki. W międzyczasie, jak piekły się słodkie ziemniaki, zrobiłem szybko dwie tortille z humusem, który Kasia zrobiła wczoraj z cieciorki. Później jeszcze poprawiłem pomarańczą.

Jak widać po takim obżarstwie bilans kaloryczny nadal jest ujemny! Brakuje ok 1000kcal(zależy jak liczyć bieg), ale nie ma szans żebym coś jeszcze zjadł, dzień jest za krótki. Może nadrobię jutro! :)

Limity makroskładników(węglowodany, białko, tłuszcz) wynikają z przyjętego założenia diety 80/10/10, czyli 80% kalorii z węglowodanów, 10% z białka i 10% z tłuszczu. Tutaj na wykresie kołowym wychodzi 16% z tłuszczu i 9% z białka. Akurat wyszło prawie idealnie, ale nie w tym rzecz. To się często zmienia, nie dajmy się zwariować. Nie robimy takich tabelek codziennie i nie liczymy kalorii!

Jak widać witaminy i minerały w większości przypadków wielokrotnie przekraczają przyjęte normy. Jeśli te składniki pochodzą z naturalnych źródeł, to nie ma się czym przejmować. Inna sprawa, że niektóre z tych norm są zaniżone, a być może niektóre zawyżone.
Przy okazji dowiedziałem się, że słodkie ziemniaki mają tyle witaminy A co marchewka. Gdyby nie te dwa składniki, dzięki którym przyjąłem 11 - krotną dawkę tej witaminy, nie byłoby jej tego dnia prawie wcale.

Oczywiście nie mam takiej bogatej diety codziennie, czasami jest bardziej monotonna czasami mniej. Czasami jest bardzo prosto bez gotowania, czasami jest ochota na kombinowanie(byle nie za długo!).

Jak widać zjadłem dziś wszystkie osiem aminokwasów egzogennych, którymi straszą mięsożercy. Przekroczyłem też ich dzienne normy. Trzy z nich to słynne z odżywek BCAA(wiesz które? Nie trzeba kupować, są w diecie). Zjadłem też 4 - krotność zalecanego dziennego żelaza, którego brakiem straszeni są wegetarianie.

Z ciekawostek zjadłem też suplement witaminy D3...a to dlatego, że nie ma słońca nieomal przez siedem miesięcy w roku, a lato nie jest gorące (by Kazimierz Staszewski). Czy jedząc mięso i nabiał zjadasz normę witaminy D? Sprawdź.
Wziąłem też suplement witaminy B12, bo to bardzo ważna witamina, jak mówi dr Roman Pawlak. Dlaczego suplementuję skoro to taka świetna dieta? Jeszcze nie wiem czy świetna(wiem że bardzo dobra), jestem na niej od roku i cały czas traktuję jak eksperyment. Sprawdzę czy i jak ta suplementacja zmieni parametry krwi.
Czy cokolwiek innego warto suplementować? Jak ktoś jest zdrowy, to nie. Dwie powyższe witaminy mogą powodować problemy bez względu na dietę. Nawet w słonecznej Kalifornii są ludzie z niedoborami witaminy D, bo nie wychodzą z klimatyzowanych biur i samochodów.

Na takiej diecie, nie ma potrzeby picia kawy, jest zawsze dużo energii. Nie ma skoków cukru we krwi, a później jego spadku, po którym się chce spać. Co prawda piję yerba mate, ale jak widać przelanie litra wody przez 30 gram yerby, daje tyle kofeiny co dwie czarne herbaty.

Można by jeszcze długo rozprawiać o tej jednej tabelce, ale póki co wystarczy. Zapraszam do sprawdzenia, czy wiesz co jesz :)

Czernica, Radunia, Ślęża, Wieżyca długo deszczowo i wietrznie

Niedziela, 16 marca 2014 · Komentarze(0)
Długa i spokojna wycieczka po pagórach w okolicy Ślęży. Zacząłem od stadionu, dalej czarnym szlakiem aż do przełęczy Tąpadła. Stąd żółtym bardzo dookoła Raduni. Plan był żeby biec do 15km a później zobaczyć co i jak. Dobiegłem do Jędrzejowic przy starym zabytkowym zrujnowanym gospodarstwie. Tutaj postój na żela i popitkę. Miałem tylko dwa żele po 100kcal i pół litra kranówki. Miało być spokojnie i bez obżarstwa, żeby się organizm przystosował do ciężkiej roboty...

Stare gospodarstwo w Jędrzejowicach

Czernica(481m) i Radunia(573m) na horyzoncie
Z Jędrzejowic ruszyłem jakąś drogą w stronę rysującego się grzbietu, który miał prowadzić na Radunię. Prowadził przez Czernicę i paruset metrach chaszczowania i błądzenia na azymut dotarłem do znajomego szlaku niebieskiego na Radunię.

Z Raduni widok na Ślężę

Na szczycie Raduni
Z Raduni biegłem już dobrze znanymi szlakami, najpierw do Tąpadła, później żółtym prosto na Ślężę. Udało się cały czas truchtać, ale co to był za trucht...świński. W połowie podbiegu już byłem bez wody, ale z nieba kapało.

W całej okolicy szalały wiatry, wszędzie powalone drzewa i gałęzie. Na Ślęży nawet się nie zatrzymałem tak wiało. Pobiegłem w dół przez Wieżycę(415m) i dalej pod stadion. Niestety nie załapałem się ciepłą herbatkę w OSiRze. Za napój posłużyło jabłko.
Nogi czuły się całkiem nieźle, tempo nie było duże, trochę jeszcze łydki dawały o sobie znać po ZUKu. Poza tym wszyscy zdrowi :-)
Jak na 30km, to wyszło całkiem nieźle do góry +1240m.
Spotkałem tylko jednego biegacza na Wieżycy i kilku turystów po drodze. Ogólnie pustki totalne, pod stadionem tylko mój samochód.

Poniżej ślad GPS całej wycieczki

Ślężańskie truchty

Sobota, 15 marca 2014 · Komentarze(1)
Kategoria Bieganie, Zdjęcia
Uczestnicy




Trochę spacerków po Ślęży, ćwiczeń różnych, trochę siły z nowym ciężarkiem 10kg i trochę biegania.

Zimowy Ultramaraton Karkonoski

Sobota, 8 marca 2014 · Komentarze(4)

Piękna trasa biegu, szczególnie przy takiej dobrej pogodzie jaka nam się trafiła. I wbrew pozorom zima była. Może nie mroźna i śnieżna ale była. Mimo niezbyt oszałamiającego wyniku uważam Zimowy Ultramaraton Karkonoski imienia Tomka Kowalskiego za bardzo udany.
Na starcie ustawiłem się z przodu zobaczyć jakie konie zaczną uciekać. No i uciekły Danek, Piotrek, Kulawy, widziałem ich kilka minut w formie odblasków w ciemnym lesie. Pierwsze 15km do przełęczy Okraj minęło bardzo szybko, 15km w 1.5 godziny i 800m do góry. Całkiem nieźle jak na moje braki w przygotowaniu, pobiegane raptem 60km przez poprzedni miesiąc. Braki spowodowane były, nie bójmy się tego słowa, przez kontuzję ITBS. Mimo wszystko rekonesanse trasy udawało się robić od grudnia. Co najważniejsze odpoczynek i odpowiednie ćwiczonka spowodowały, że noga nie bolała podczas biegu, nic się nie odezwało. Po biegu też wszystko w porządku.

Na Okraju wychyliłem kubeczek z wodą i w tym momencie wyprzedziła mnie Sabina Giełzak. Bywa i tak, nie ma się czego wstydzić, bo to bardzo dobra zawodniczka! :)
Na kolejnych podbiegach brakowało jednak sił, brak treningu zrobił swoje. Trasa biegu była jednak łagodna, mniej wymagająca niż wariant letni na Maratonie Karkonoskim, gdzie w kilku miejscach trzeba skakać nad kamieniami. Tutaj tylko raz zakładałem raczki na zbiegu ze Śnieżki. Niektórym udało się zejść po tym lodzie bez żadnych pomocy oprócz łańcuchów.

Na odrodzeniu nabrałem litr wody i pomarańcz. Miałem jednak za grubą bluzę co skutecznie powodowało szybkie wypacanie...było gorąco. Gdzieś przed Śląskimi Kamieniami dogonił mnie Krzychu, dokładnie tak samo jak na Karkonoskim w lecie. To znaczy prawie dogonił, był 100m z tyłu na podejściu, krzyknąłem mu żeby próbował gonić. Przez następne 15 czy 20km nadal był 100 - 300 metrów z tyłu :) Czułem się już jak dętka bez powietrza. Lekkie przebudzenie nastało za Śnieżnymi Kotłami, gdzie robi się górki. Później jeszcze pomógł doping wolontariuszy z punktu Hali Szrenickiej. Dzięki temu na 43km sylwetka biegowa podejrzanie poprawna :) - zdjęcie powyżej zrobione przez Piotrka Pęcherza. Ostatnie 8km prowadziło wzdłuż strumienia po ubitym śniegu, piękna ścieżka w porannym słońcu. Tempo też niby przyzwoite, ale cóż z tego skoro 3km przed metą dogonił mnie Krzychu i jeszcze kazał przyspieszać sam znikając za kolejnymi zakrętami! Wszytko przy współudziale dopingującego w biegu Tomka.

Do mety na polanie Jakuszyckiej jakoś doczłapałem finiszując nawet na ostatnich 100m dzięki Tomkowi, który ciągnął mnie za uszy. Ostatecznie zająłem 33 miejsce w czasie 5:59:13. Całkiem niezły wynik patrząc na warunki. Jednak nie czas jest najważniejszy, najważniejsze, że kolano nie bolało, nie było większych kryzysów, były piękne widoki od samego Okraju, spotkanie z zimą i całkiem sporym tłumem znajomych z czeskim piwem :-)

Cały ZUK był perfekcyjnie zorganizowany zaczynając od rejestracji w biurze zawodów przez odprawę z dużymi emocjami(patrz Tomek), start, trasę, znakowanie, punkty odżywcze, zabezpieczenie trasy i organizację na mecie, depozyt, bufet i transport. No może z tym bufetem nie do końca, przydało by się tam kilka kilo jabłek, albo makaron ze szpinakiem do wyboru oprócz gulaszu. No i wreszcie impreza na zakończenie w DW Mieszko, wręczenie pokaźnych nagród finansowych, oglądanie filmów o Tomku i jego wyczynach, później impreza(z kapelą unplugged) dla niektórych chyba do białego rana ;)
Wyglądało jakby ekipa organizowała zawody 15 raz, a to po prostu było 90 osób(!), rodzina i znajomi Tomka. Polecam za rok.

Dziękuję wszystkim za kibicowanie i trzymanie kciuków!
Zima na zdjęciach Piotra Dymusa
Zdjęcia Pęcherza
Oficjalne wyniki
Mój ślad GPS

Ślęża z Kasią

Niedziela, 2 marca 2014 · Komentarze(1)
Kategoria Bieganie
Brak zimy pokrzyżował mi plany biegowe w tym roku. Miały być regularne praco-dobiegi w rześkiej zimowej aurze. Było za to kilka fajnych biegów przygotowujących do ZUK, który już za tydzień. Ciśnienia na trening do tego ultramaratonu nie miałem, miały być ciężkie zimowe warunki i walka o przeżycie. No i znowu okazuje się, że zimy nie ma i ZUK będzie szybki/bardzo szybki! Tzn będzie szybki w ogóle, bo dla mnie po słabym treningu może być nie za szybki. Parę ostatnich biegów i kolano jakby dało sobie spokój i nie niepokoi.
Start główny w tym półroczu to Transvulcania za dwa miesiące. Jedziemy znowu z Kasią, która tym razem biegnie na dystansie 26km.

Przebieżka kibica

Sobota, 1 marca 2014 · Komentarze(1)
Kategoria Bieganie
Od rana kibicowałem znajomym, którzy o godz 11 wystartowali w ultramaratonie Transgrancanaria na dystansie 126km i 44km. Na dystansie maratonu wystartowała Olga. Już po 2km podbiegu był pierwszy punkt pomiarowy, na który Olga wbiegła pierwsza jedną sekundę przed kolejną zawodniczką. No radocha wielka, że tak nieźle jej idzie. Następny punkt był na 13km więc za ok godzinę. W międzyczasie śledziłem bieg Piotrka i Doroty na 126km. Poszedłem więc pobiegać. Po powrocie jeszcze musiałem poczekać, aż dziewczyny zaczną dobiegać na punkt. No i Olga niestety nie pojawiła się, ani pierwsza, ani druga, ani piąta. Sytuacja była nerwowa. Co się wydarzyło i jak krwawo można przeczytać na blogu maraton 3h u Olgi.

Duża góra Ślęża

Niedziela, 9 lutego 2014 · Komentarze(0)
Kolejne udane wybieganie na Ślęży. Zrobiliśmy ciekawą trasę startując ze stadionu OSIRu, przez schronisko, niebieskim szlakiem na Ślężę, na Tąpadła, dalej na Radunię. Z Raduni bardzo fajnym szlakiem niebieskim grzbietem aż do Sulistrowiczek. Tutaj już cała piątka była nieco umordowana. Z Krzychem i Witkiem wbiegliśmy czerwonym szlakiem ponownie na Ślężę. Po 20km było już niecałe 1300m w górę. Do stadionu jeszcze 6km.
Ślęża taka niepozorna ale jest gdzie zrobić solidne podbiegi. Dodatkowym utrudnieniem był lód pod szczytem, trzeba było łapać się kamieni, trawy i gałęzi, żeby się wdrapać na szczyt :)

ITB i kinesiotaping, kontuzje biegowe

Piątek, 31 stycznia 2014 · Komentarze(7)
Niestety w tytule są aż dwa trudne słowa. Ani jedno ani drugie niczego dobrego nie wróży, a jednym i drugim musiałem się zapoznać.
Po pierwszym samotnym rekonesansie ZUK dopadł mnie ból kolana. Coś dopaść musiało, jak się człowiek rzuca na dystans zimą w górach, a bazy biegowej brak(ale ochota wielka była).
Od tamtej pory biegać się dało mimo, że od czasu do czasu po zewnętrznej stronie kolana był jakiś ból punktowy. Po bliższym zapoznaniu się z tematem postawiłem sobie diagnozę, że jest to ITBS (zespół pasma biodrowo-piszczelowego, iliotibial band syndrome). Dopiero teraz po paru tygodniach postanowiłem użyć taśmę. Instrukcję video jak naklejać taśmy(kinesiotaping) w przypadku ITBS mamy tutaj.

Tutaj widać jak udało mi się ponaklejać tasiemki
Do kompletu założyłem płaskie kapcie MR00.
Efekt tych zabiegów przeszedł moje oczekiwania, przez całą drogę do pracy nie poczułem żadnego bólu. Mimo, że tempo było dużo większe niż do tej pory. Wieczorem w drodze powrotnej było tak samo szybko i bez bólu. Jestem pod wrażeniem tasiemek.

Poniżej widać inne moje taśmowanie z okazji kontuzji na Chudym Wawrzyńcu(mięsień piszczelowy przedni). W drodze powrotnej z Beskidu miałem problemy nawet z wciskaniem sprzęgła. Kilka tasiemek pozwoliło po paru tygodniach zacząć przygotowania do Elbrus Race