Wpisy archiwalne w kategorii

Wrocław i okolice

Dystans całkowity:14081.35 km (w terenie 3576.52 km; 25.40%)
Czas w ruchu:777:49
Średnia prędkość:18.10 km/h
Maksymalna prędkość:73.30 km/h
Suma podjazdów:36841 m
Maks. tętno maksymalne:185 (99 %)
Maks. tętno średnie:167 (85 %)
Suma kalorii:83052 kcal
Liczba aktywności:583
Średnio na aktywność:24.15 km i 1h 20m
Więcej statystyk

Kręcenie o zachodzie

Piątek, 12 sierpnia 2022 · Komentarze(0)
Pojedynek na szosie, Rondo Ruut AL2 vs Canyon Endurance AL.

Cienkie kapcie Ride

Sobota, 11 czerwca 2022 · Komentarze(0)
Na takich gumach to się leci. Za to przy 7 barach można zgubić zęby na naszych drogach.




44.23 new kilometers
Completed 25% of Biestrzyków
Completed 25% of Rzeplin
Completed 25% of żerniki Wielkie
Completed 25% of Budziszów
Completed 25% of Kuklice
Completed 25% of Brzoza

Graniówka Strzelin - Sobótka czerwonym szlakiem

Piątek, 26 czerwca 2020 · Komentarze(2)

Na zdjęciu jest uśmiechnięty, szczęśliwy biegacz po dotarciu do czerwonej kropki. Kropki poprzedzonej czerwoną kreską długości 96km.

Jest jak jest, zawody nam odwołali i miesiącami budowana forma się marnuje. Nawet nie wiadomo, czy jest forma, bo nie ma jak tego sprawdzić. Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Gorzej, jeśli mamy nienormalnego znajomego. A jeszcze gorzej, jeśli jest ich więcej. Wiadomo przecież, że z kim przestajesz takim się stajesz.

Na przykład taki Rafał Bielawa mi kiedyś opowiadał, że on to sobie czasem pobiegnie takim szlakiem Strzelin - Sobótka. No i świetnie, fajnie fajnie - ja na to. Trochę, jakby mi astronauta opowiadał, że niedawno wrócił z Księżyca i ogólnie poleca.

Nastał jednak taki czas, że głupie pomysły zaczęły kiełkować w głowie. Na domiar złego ów Rafał i Grzesiek Soczomski miesiąc temu pokazali, jak to się biega przebiegając ten szlak poniżej 10 godzin. Tego było już za wiele, klamka zapadła, kiedy jak nie teraz?

W piątkową noc zamawiam ubera na dworzec Smardzów Wrocławski, żeby dojechać do Strzelina. Kierowca okazuje się biegaczem górskim, więc na pół godziny przed startem mojego biegu rozmawiamy o bieganiu.

Bojowo nastawiony, uzbrojony w plecak 2.5kg pełny wody i prowiantu pokonuję nocą Wzgórza Strzelińskie, a później różne podmokłe pola i wioski. Po drodze tankuję napoje na stacji paliw w Ziębicach i biegnę 45km do następnej stacji w Łagiewnikach. Trochę kluczę, trochę szukam szlaku, ale niewiele, bo ogólnie jest świetnie oznaczony mimo, że chyba nikt nim nie chodzi prócz zwierząt.
Po 70km, kiedy nogi nieco przeschły i błoto odpadło, sprawdzam co się do tych nóg przyczepiło. Co się mogło przyczepić, jeśli biegnę przez trawy i zarośla sięgające czubka głowy? Na każdej nodze mam ponad 20 kleszczy, nie wiem dokładnie ile, bo po 20 przestaję liczyć. W większości nimfy, ale są też dorodne okazy. Wyrywam je z włosami, bo nie ma czasu na ceregiele.

 Słoneczny dzień i piękny widok przede mną, już tylko 25km. Ślęża na horyzoncie, a 5km za nią umowna meta.
W tej beczce miodu tkwi jednak łycha dziegciu. Mianowicie nogi mam całkowicie w dupie i to po same kostki. Mam po prostu dosyć. Boli mnie absolutnie wszystko. Biegnę pod górę i nie mam siły. Biegnę po płaskim i bolą mnie nogi. Biegnę w dół i bolą mnie cycki, bo skaczą. Biegnę trzy kilometry przez pole rzepy i też bolą mnie nogi, ale gdzie indziej.


W końcu uciekam ze słońca do mokrego lasu pod Ślężą i zaczynam wspinaczkę na szczyt. Ostatnie 5km w dół, to absolutny świński trucht, aby tylko dotrzeć na Dworzec PKP Sobótka Główna do czerwonej kropki.

Ostatecznie zajęło mi to 10 godzin i 50 minut. Nie jestem zbyt zadowolony z czasu, ale jakiś tam uśmiech przez grymas bólu się przebija, bo jednak się udało.

I ogólnie polecam ;-)






Zapach rzepaku o zachodzie

Poniedziałek, 27 kwietnia 2020 · Komentarze(2)
To moje pierwsze w tym roku przejechane 60km. Z ciężkim plecakiem, na wolnym rowerze. Za to w takich okolicznościach przyrody zawsze warto :)

Ostatnie promienie zachodzącego słońca




Mazurkopalenie na fixie + wmordewind

Poniedziałek, 13 kwietnia 2020 · Komentarze(8)

Nie wiem, czy na moim starusieńkim ostrym zrobiłem kiedyś 50km, możliwe że to był pierwszy raz. Zdecydowanie nie trafiłem w okno pogodowe. Trzeba było jednak zostać w domu ;) Po 30km zdjąłem rękawiczki, bo mimo silnego wiatru było w nich zimniej niż bez - były całkowicie nasiąknięte.






Góry Suche i Kamienne szlakiem granicznym dzień 2

Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 · Komentarze(6)
Po długim dniu pierwszym nawet jakoś się wyspałem. Przed wschodem nadal było zimno i nie zdecydowałem się na focenie podnoszących się mgieł i chmur nad górami. Na szczęście poranne słońce szybko zaczęło grzać i można było wygrzebać się ze śpiwora.
Nie za bardzo było co robić na śniadanie, bo miałem tylko bidon wody, herbatę, barszcz czerwony w proszku i żel.
Szybkie gotowanie na mikro kuchence FMS-300 Titanium i można się pakować w dalszą drogę.

Patrząc na wschód w stronę Głuszycy ze Szpiczaka

Scieżka prowadzi generalnie szlakiem granicznym. Na niektórych odcinkach można zjechać na trasę oznaczoną w ramach Strefy MTB Sudety, albo jechać dalej szlakiem pieszym, który jest oczywiście trochę trudniejszy.
Po 10km dojechałem na większe jedzenie do czeskich Janowiczek. Restauracja jest na górze miejscowości, nie ma po co zjeżdżać na dół. Dalsza droga prowadzi niebieskim(później zielonym) szlakiem pieszym. Następnie wjeżdża się znowu na grzbiet graniczny i dalej szlakiem zielonym przez kilka gór od 650 do 740m npm dojechałem do Krajanowa. Dalej przez Sokolice do Ludwikowic i do Harendy. Generalnie jazda grzbietem to duża frajda, ciągłe nieduże zjazdy i podjazdy i piękne panoramy dookoła.
Kuchnia w pełni wyposażona, FMS-300 Titanium Fire Maple


Gdzieś tam jadę, na wschód

Zwijanie obozowiska

To była pierwsza noc w hamaku Ticket To The Moon

Po spakowaniu całkiem kompaktowo, ale przez duży aparat jednak trochę ciężko, ok 7-8kg


Szeroki Wierch następny na szlaku granicznym


Zjazd z Szerokiego Wierchu

Trasa Strefy MTB Sudety, w tle Głuszyca

Zjazd niebieskim szlakiem granicznym do czeskich Janowiczek


Jednym słowem bardzo udana wycieczka!
Ślad na Stravie
W sumie 5.5 godziny w trasie.

Góry Sowie i Suche, Ruprechticki Szpiczak dzień 1

Niedziela, 14 sierpnia 2016 · Komentarze(4)
Od kiedy zapisałem się na Bieg na Wielką Sowę chciałem pojeździć w okolicy na rowerze. Jechać taki kawał w piękne okolice i biec tylko 10km to gwarantowany niedosyt.

Wieża na Wielkiej Sowie

Wypatrzyłem na mapach ciekawy szczyt Ruprechticki Szpiczak(880m npm.) z fajnymi widokami i dobrym miejscem na biwak w hamaku.
Po biegu zjadłem frytki z surówką i wystartowałem o 16 z Ludwikowic Kłodzkich(Gospoda Harenda) ponownie na Wielką Sowę.
Następnie szybko przez Małą Sowę do Rzeczki, następnie kompleks Osówka i postój w Głuszycy. Tutaj niestety znowu frytki(2 porcje) i dwa cienkie piwa. Wyjazd o 19:30 i szybko na Szpiczak, żeby zdążyć przed zachodem słońca i rozbić biwak.
Ostatnie ciężkie podejście ze stromym nachyleniem 30% i jestem na szczycie. Spotykam tutaj parę Czechów przy ognisku, którzy też planują biwak pod chmurką.
Robi się chłodno i nawet nie chce mi się wychodzić ze śpiwora, żeby zrobić herbatę. Niestety w hamaku nie da się gotować na leżąco!
W śpiworze z komfortem do 7st było zimno mimo dosyć ciepłego wieczora i nocy. Prawdopodobnie przez to, że tego dnia poszło w sumie ok 5000kcal, a zjadłem tylko jakieś 2500kcal.

Kompleks Osówka i bunkier Kasyno



Ostatnie podejście przed szczytem

Panorama ze Szpiczaka

Obozowisko nad ranem
Cała trasa z postojami zabrała mi 4.5 godziny. Ślad na Stravie

Ciąg dalszy dnia drugiego