Piękna trasa biegu, szczególnie przy takiej dobrej pogodzie jaka nam się trafiła. I wbrew pozorom zima była. Może nie mroźna i śnieżna ale była. Mimo niezbyt oszałamiającego wyniku uważam
Zimowy Ultramaraton Karkonoski imienia Tomka Kowalskiego za bardzo udany.
Na starcie ustawiłem się z przodu zobaczyć jakie konie zaczną uciekać. No i uciekły Danek, Piotrek, Kulawy, widziałem ich kilka minut w formie odblasków w ciemnym lesie. Pierwsze 15km do przełęczy Okraj minęło bardzo szybko, 15km w 1.5 godziny i 800m do góry. Całkiem nieźle jak na moje braki w przygotowaniu,
pobiegane raptem 60km przez poprzedni miesiąc. Braki spowodowane były, nie bójmy się tego słowa, przez
kontuzję ITBS. Mimo wszystko rekonesanse trasy udawało się robić od
grudnia. Co najważniejsze odpoczynek i
odpowiednie ćwiczonka spowodowały, że noga nie bolała podczas biegu, nic się nie odezwało. Po biegu też wszystko w porządku.
Na Okraju wychyliłem kubeczek z wodą i w tym momencie wyprzedziła mnie Sabina Giełzak. Bywa i tak, nie ma się czego wstydzić, bo to bardzo dobra zawodniczka! :)
Na kolejnych podbiegach brakowało jednak sił, brak treningu zrobił swoje. Trasa biegu była jednak łagodna, mniej wymagająca niż wariant letni na Maratonie Karkonoskim, gdzie w kilku miejscach trzeba skakać nad kamieniami. Tutaj tylko raz zakładałem raczki na zbiegu ze Śnieżki. Niektórym udało się zejść po tym lodzie bez żadnych pomocy oprócz łańcuchów.
Na odrodzeniu nabrałem litr wody i pomarańcz. Miałem jednak za grubą bluzę co skutecznie powodowało szybkie wypacanie...było gorąco. Gdzieś przed Śląskimi Kamieniami dogonił mnie Krzychu, dokładnie tak samo jak na Karkonoskim w lecie. To znaczy prawie dogonił, był 100m z tyłu na podejściu, krzyknąłem mu żeby próbował gonić. Przez następne 15 czy 20km nadal był 100 - 300 metrów z tyłu :) Czułem się już jak dętka bez powietrza. Lekkie przebudzenie nastało za Śnieżnymi Kotłami, gdzie robi się górki. Później jeszcze pomógł doping wolontariuszy z punktu Hali Szrenickiej. Dzięki temu na 43km sylwetka biegowa podejrzanie poprawna :) - zdjęcie powyżej zrobione przez
Piotrka Pęcherza. Ostatnie 8km prowadziło wzdłuż strumienia po ubitym śniegu, piękna ścieżka w porannym słońcu. Tempo też niby przyzwoite, ale cóż z tego skoro 3km przed metą dogonił mnie Krzychu i jeszcze kazał przyspieszać sam znikając za kolejnymi zakrętami! Wszytko przy współudziale dopingującego w biegu Tomka.
Do mety na polanie Jakuszyckiej jakoś doczłapałem finiszując nawet na ostatnich 100m dzięki Tomkowi, który ciągnął mnie za uszy. Ostatecznie zająłem 33 miejsce w czasie 5:59:13. Całkiem niezły wynik patrząc na warunki. Jednak nie czas jest najważniejszy, najważniejsze, że kolano nie bolało, nie było większych kryzysów, były piękne widoki od samego Okraju, spotkanie z zimą i całkiem sporym
tłumem znajomych z czeskim piwem :-)
Cały
ZUK był perfekcyjnie zorganizowany zaczynając od rejestracji w biurze zawodów przez odprawę z dużymi emocjami(patrz
Tomek), start, trasę, znakowanie, punkty odżywcze, zabezpieczenie trasy i organizację na mecie, depozyt, bufet i transport. No może z tym bufetem nie do końca, przydało by się tam kilka kilo jabłek, albo makaron ze szpinakiem do wyboru oprócz gulaszu. No i wreszcie impreza na zakończenie w DW Mieszko, wręczenie pokaźnych nagród finansowych, oglądanie filmów o Tomku i jego wyczynach, później impreza(z kapelą unplugged) dla niektórych chyba do białego rana ;)
Wyglądało jakby ekipa organizowała zawody 15 raz, a to po prostu było 90 osób(!), rodzina i znajomi Tomka. Polecam za rok.
Dziękuję wszystkim za kibicowanie i trzymanie kciuków!
Zima na
zdjęciach Piotra Dymusa
Zdjęcia
PęcherzaOficjalne
wyniki
Mój
ślad GPS