Wybraliśmy się z Dankiem na szybki wbieg i zbieg z kijami. Jakoś mi dzisiaj ciążył ten plecak, dawno z nim nie biegałem. Ogólnie mróz nieźle szczypał we wszystko co zbytnio wystawało.
Pół Wrocławia wybrało się dziś na Półmaraton Ślężański, a my skromnie na polach w pełnym słońcu i pełnym mrozie. Za to po biegu zrobiliśmy sushi, wyszło całkiem niezłe, nawet zdążyłem sfocić.
W niedzielę się obijałem, w sobotę był lajtowy Cross między mostami, a w poniedziałek pojawił się mróz. Czyżby te czynniki wystarczyły żebym rano pobiegł 4:36 przez miasto, a w drodze powrotnej 4:15? Toż to szybciej niż moja rekordowa dyszka miesiąc temu. Nie spinałem się jakoś świadomie, nogi same niosły. Może to efekt opychania się owocami w ilościach hurtowych...
Miałem się zapisać na ten bieg, ale jakoś przegapiłem. Chyba po prostu nie chciało mi się ścigać tydzień po Wrocławskiej 10.
To była dobra okazja, żeby pozającować Kasi, fotorelacja z biegu. Kasia za to pobiegła lepszym tempem 12km niż 10km tydzień wcześniej, radość na mecie niesamowita :) Zającować specjalnie nie musiałem, bo zawodniczka poleciała wzorowo najpierw równe tempo, a później coraz szybciej.
Wiosna wróciła, ciepło tak, że znowu nie wiadomo co na plecy ubrać. Tzn po intensywnym bieganiu wsiadłem wyjątkowo na rower i się zgrzałem. Rowerowania mało było w tym roku, ale może nadrobię jakąś trzysetką, kto wie.
Tymczasem jestem prostym biednym człowiekiem, dziwakiem jeżdżącym na rowerze do pracy. I bardzo dobrze mi z tym. Chyba jestem nawet biedniejszy i dziwniejszy, bo w tym roku zdecydowanie więcej biegam do pracy. Ale czy mnie obchodzi co inni o tym myślą? Nie robię tego dla innych, tylko dla siebie.