W stronę Czernicy Z ekipą z precla ustawka o 6rano na 2 godzinne jeżdżenie. Trasa gdzieś za Bajkał w stronę Czernicy. Zawróciliśmy przy jakiejś sadzawce. Zaczęło się robić ciepło.
podsumowanie: 1 kapeć (jeden na 5 maratonów, chyba nieźle :) dystans mega 42km czas z licznika 2:52, a na mecie 3:09, miejsce w open 231 ;] Wyniki mega są tutaj.
Jeszcze czysto przed Wielkimi Błotami: Błota było sporo i chyba wszystkim dało się ono nieźle we znaki. Pewnie to była główna przyczyna tego, że na dystans giga wjechało tylko 102 bikerów. Na ostatnim zjeździe złapałem kapcia. Kilka minut trwała zmiana dętki. Gdy po paru km chciałem wjechać na drugą pętlę pan powiedział "stop, wjazd zamknięty". Zabrakło mi jakieś 10-15 min, żeby zmieścić się w limicie czasu. Może to i dobrze, bo druga runda zapowiadała się masakrycznie.
Koła, rowery, części tanio sprzedam;) i powrót wieczorkiem przez Wrocław Tak na prawdę na maraton dojechaliśmy dzięki Tomkowi z Kowar. Gdyby nie on po prostu byśmy nie wystartowali. Dzięki Tomek:)
Szaniec Szwedzki...którego nie było Zachęcony opisem miejscówki i generalnie lasu osobowickiego pojechałem zobaczyć co to takiego. Bardzo nie chciało mi się jeździć, ale w sobotę maraton w Zawoi, więc trzeba było się ruszyć choć trochę. Jak wyszedłem z domu zaczęło padać. Zresztą tak samo, jak wczoraj. No więc szańca nie znalazłem. Kręciłem się po lasku, ganiałem z komarami, oglądałem przejechanego padalca, robiłem slalom pomiędzy ślimakami(tymi pomarańczowymi) oraz zwiedziłem ruiny grodu sprzed 2500lat(ruin brak). Szańca czyli "góry" 127 m.n.p.m. ani widu ani słychu...Może następnym razem się uda.
Bajkał i błotna pradolina Odry Wieczorna wyciaczka nad bajakał. W domyśle miało być opłukanie rowerka z błota, ale zapomniałem gąbeczki. Wyszedłem z domu o 19 i lekko padało. W pradolinie było już pięknie:
Na prawdę chciałem go umyć, niestety taki właśnie(a nawet jeszcze fajniejszy bo trzeba było tym samym błotem wrócić) stanął w domu. Oczywiście rachwal musiał zamarudzić, że co to ja do domu sprowadzam :D
Wrocław nonstop + Bajkał Okazało się że za graffiti na murze zoo, które fociłem wczoraj, stoi impreza Wrocław NonStop. Dzisiaj dojrzałem podpisy. Malunki miłe dla oka.
Bajkał Z tygodnia na tydzień jest chyba coraz gorzej... Cypelek jest już małym śmietniskiem. Jeżeli Tobie też skacze ciśnienie jak widzisz coś takiego to po prostu tam nie jedź. Przykry widok. Jeszcze w maju było gdzie usiąść teraz nie bardzo.
Przed i Po Jeszcze pare tygodni temu wrzuciłem fotki zoogeta, a dzisiaj wieczorem zobaczyłem spoorą przemianę: wcześniej było tak:
Przez 3 dni naoglądałem się tyyyyyyyle rowerów, że zaraz po powrocie po prostu musiałem gdzieś wyskoczyć. Czyli na wyspę opatowicką :) Po drodze jest tak kolorowo:
Bikemaraton Kraków Udało się przejchać traskę najdłuższą dość przyzwoitym tempem co nie było takie oczywiste na starcie. Razem z Asią marudziliśmy że nie chce nam się jechaaaać. Przyczyną takiego nastawienia był tragiczny dojazd do Krakowa. Dokładnie mieliśmy pociąg z Wrocławia o godz. 0228 w dniu startu. Asia cośtam spała wcześniej, mnie się nie udało. W nocy przed dostarczyłem naklejki BS Młynarzowi, który jechał na BikeOrient. Potem spotkałem się z Pointem i Konradem na wrocławskim rynku. W efekcie cały sen to drzemki w pociągowym korytarzu i kiepskie morale na starcie. Później było już tylko lepiej(do czasu). Bardzo fajne pierwsze 30km. W skrócie: przed wjazdem na drugą rundę przegapiłem skręt do lasu. Przede mną podobnie zrobiło kilka osób, za mną tak samo. W efekcie nadrobione kilkaset metrów. Tu zaczął się objawiać brak koncentracji po niewyspaniu. Po kilku kilometrach był wjazd na giga. (Nie)stety pędziłem wtedy w dość szybkim pociągu i tym razem przegapiłem skręt. Napis giga był wyraźny tylko strzałki nie zauważyłem i pojechałem w lewo zamiast w prawo. Pociąg pędził, a ja razem z nim. Dopiero po 2km zobaczyłem napis "meta ->". W tył zwrot i z powrotem do rozjazdu...morale spadło do 0, wściekły pod prąd wracałem na właściwą trasę. Przez następne 20km sporo męczarni(za dużo zjadłem na bufecie). Za to ostatnie 20km jechało mi się fajnym tępem. Wyprzedziłem sporo osób, ale ci którzy uciekli po mojej zgubie byli już nie do dogonienia. Km w terenie na oko - było sporo asfaltów. Oczywiście było świetnie!