Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:728.00 km (w terenie 625.45 km; 85.91%)
Czas w ruchu:85:40
Średnia prędkość:8.50 km/h
Maksymalna prędkość:70.56 km/h
Suma podjazdów:30524 m
Maks. tętno maksymalne:179 (91 %)
Maks. tętno średnie:164 (83 %)
Suma kalorii:44865 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:38.32 km i 4h 30m
Więcej statystyk

Rekonesans ZUK #4 zimowo

Sobota, 25 stycznia 2014 · Komentarze(10)
Kolejny udany zimowy rekonesans trasy ZUK w składzie Krzychu, Robert, Witek, Błażej i witkowy pies Badi, który z niejednego pieca biegowego jadł!
Z Wrocławia wyjechaliśmy po 5 rano co oznacza że pobudkę mieliśmy w okolicach 4:30, w sobotę, kolejny raz!
Karpacz przywitał nas temperaturą -14st.

Ledwo ruszyliśmy a tam piękna słoneczna zimowa pogoda...i mroźna bo aż -15st od samego Karpacza.


Już z daleka widzieliśmy wschód, aż wreszcie powitaliśmy go na grani.


Na grani pojawił się też lekki wiaterek, ale to wystarczyło żeby się zacząć maskować


Nie wiem co Witek miał w plecaku ale może liczył na skok spadochronowy ze Śnieżki?


Coś jakby zimnoooo!


Zimno i wesoło


Badi odkleja poduszki od śniegu


Obcy wylądowali


Śnieżka zdobyta! I tutaj pretensja. Godz 8:55, głowa z Domu Śląskiego mówi "jeszcze 10min"! Pobiegliśmy na Śnieżkę tam schronisko też zamknięte, co dziwne także czeska poczta zamknięta. No i Badi, żeby ogrzać łapy wylądował na rękach. Zaraz pobiegliśmy dalej do Jelenki też zamkniętej...przy -15st.


Morze chmur przykryło całą okolicę


Droga do Sowiej Przełęczy


Szlaki prawie puste, opalamy się w porannym słońcu


Dyskusja o raczkach zakończyła się w praktyce, nieco tańszy model zaczął się rozpadać już przy zakładaniu. Po paru kilometrach niewiele z raczków zostało...


Z Sowiej Przełęczy zbiegamy do Karpacza i kończymy wycieczkę z niezbyt imponującym dystansem 17km, ale za to była zima!

Dzięki wszystkim za wspólną wycieczkę i do zobaczenia na następnej :)

Ultramaraton Karkonoski rekonesans #3

Sobota, 11 stycznia 2014 · Komentarze(2)
Trzeci rekonesans trasy Zimowego Ultramaratonu Karkonoskiego(ZUK), tym razem w rekordowo licznej ekipie 11 osób + pies!
Zrobiliśmy solidny drugi kawałek trasy od Przełęczy Karkonoskiej do Jakuszyc. Dzień zaczęliśmy w Przesiece i po kilku kilometrach byliśmy na przełęczy, lekki wiaterek i mróz kazał nam pozostawać w ciągłym ruchu. Niektórzy tak bardzo chcieli się ruszać, że wracali do samochodu w Przesiece po raki(Witek +2km) lub po kluczyki do samochodu czekającego w Jakuszycach(Danek + 5km).
Wiaterek na grani nie był wielki, ale dawał się we znaki szczególnie przy Śnieżnych Kotłach gdzie było -6st C. Jak widać poniżej niska temperatura nie przeszkadzała zimowym harcom.
Nie było tak soczystych krajobrazów jak podczas biegu rok temu, ale za to mogliśmy przywitać się z zimą, której w tym roku zdecydowanie brakuje.

Każdy próbował się popisać i jak widać najlepiej wyszło Dankowi, ale za styl wszystkim się należy!


Oczywiście nasza część grupy pomyliła szlak i zamiast przez Wielki Szyszak poszliśmy nastromionym czerwonym szlakiem na prawo od właściwej drogi(a Piotrek nie ma rękawiczek! a Zbychu ma gołe kostki!)



Przecieramy czerwony szlak na prawo od Szyszaka(nie tędy droga!)


Od lewej: Danek, Piotrek, Maciek, Agata, Piotrek, Błażej, Zbychu, Witek, Kamil, Krzychu, Piotrek i pies Badi!
Dzięki wszystkim za wspólne bieganie i do następnego!

Chudy Wawrzyniec 2013 ukończony!

Sobota, 10 sierpnia 2013 · Komentarze(7)

Umordowałem się setnie i ubawiłem po pachy. Było ciężko, aż takiego ciężko się nie spodziewałem. Do tego stopnia, że mnie nawet noga zabolała, ale już przechodzi. To pewnie dlatego, że to był szósty górski(trzeci ultra) maraton w 90 dni. Licząc od debiutu na takim dystansie 11 maja na Transvulcanii.
Chudy Wawrzyniec to bardzo fajna impreza, niezła organizacja, świetna i trudna trasa. Takich stromych podejść jeszcze nie widziałem - były fragmenty pokonywane na czworakach. Myślałem o tym już biegu rok temu, ale taki debiut tydzień po Maratonie Karkonoskim to nie był dobry pomysł(być może nadal nie jest).

Bieg wystartował o 4:35 szybkim asfaltowym odcinkiem 6km. Na szczęście nie padało, wszystko chyba wypadało się w nocy, którą mało kto przespał. Pierwsze dwie górki Rachowiec(954m) i Kikula(1119m) udało się zdobyć dosyć szybko 21.5km w 2h11. Następna padła Wielka Racza(1236m) i zaraz za punktem żywieniowym Wielka Rycerzowa(1226m) w okolicy 42km i 4h48. Później nie było już tak szybko, później było męczenie ultra.
Po drodze, spotkałem Marka Talagę, który wykręcił ostatecznie świetny czas 5h36 na trasie 50+. Długo nie rozmawialiśmy, bo moje tempo z powodu bólu nogi było niezbyt świeże...
Finisz, który miał być żwawym 10km zbiegiem do mety okazał się wycieczką towarzyską z pogaduchami z Dawidem Atanasowem. Dawida z kolei bolały stopy, więc wspierając się w bólu człapaliśmy do mety :)
Mogło być lepiej, ale i tak jestem zadowolony z 14 miejsca i tych 10h16.
Rewelacyjne zdjęcia Piotra Dymusa, tutaj pełna fotorelacja.
Ślad z garmina nie byłby sobą, gdyby był zapisany w 100%. Gdzieś tam na tych stromiznach tracił się sygnał.
Pełne wyniki 50+ i 80+.

New Balance MO80


Tym razem biegłem w New Balance MO80. Dopiero drugi bieg w tych butach. Poprzednio biegłem w nich Chojnik Maraton i trochę poturbowałem stopy. Teraz profilaktycznie założyłem skarpety i mimo, że od pierwszych kilometrów wszystko było przemoczone sprzęt i stopy wytrzymały. Generalnie but ma sporo twardszą podeszwę niż pozostałe minimusy, w sam raz na 10 godzinny bieg. Przód buta jest węższy niż np w MT1010.

Transvulcania 2013, ultramaraton 83km

Sobota, 11 maja 2013 · Komentarze(19)


Do tej pory takie dystanse pokonywałem tylko na rowerze, głównie na maratonach rowerowych w Karkonoszach i Górach Izerskich. Zazwyczaj wystarczało 5-7 godzin na przejechanie trasy. Ostatnio z podobnym dystansem biegowym miałem do czynienia na Biegu 7 Dolin w Krynicy(66km).
Założenia przed biegiem były takie, żeby zmieścić się w 11 godzinach i nie napinać zbytnio, ma być przygodowo.



Faro de Fuencaliente, Start

Na starcie przy starej i nowej latarni stanęło ok 1500 osób, ja w połowie stawki. W tłumie poznaję przy okazji kolejnego startującego Polaka Artura Góralczyka.
Odpalamy lampki przednie białe, tylne czerwone i start! Miejsce daleko w tłumie bardzo złe, emocje i ciśnienie pcha do przodu, ale wyprzedzać się nie da na szlaku szerokości 1.5m. Pocieszam się, że oszczędzam energię na później, w końcu podbieg ma 18km, czyli prawie 3 godziny. Na szczęście po godzinie mogę robić co chcę...czyli iść nieco szybciej. Zrobiło się już widno więc wyłączamy lampki.
Pod koniec długiego podejścia po prawej stronie podziwiam wschód słońca nad oceanem z wyraźnie widoczną Teneryfą i szczytem El Teide 3750mnpm(na filmie poniżej). Druga widoczna wyspa to Gomera. Robię zdjęcia komórką, nigdzie mi się nie śpieszy, drepczę w obsypującym się piachu razem z kilkudziesięcioma innymi zawodnikami. Nikt nie wyprzedza, nie ma jak.


El Pilar, 26km

Do schroniska El Pilar na 26km szlak GR131 prowadzi w dół do wysokości 1450m. Można trochę odpocząć i wreszcie rozprostować nogi. Przez cały czas wyprzedzają mnie zawodnicy z półmaratonu, którego meta za chwilę się pojawi. Ok 1000 osób wystartowało 30 min po nas.
Na żużlowo wulkanicznych zbiegach nabrałem do butów sporo kamyczków i piasku, ale póki latają luźno nie sprawiają problemów. Dopiero na szybkim zbiegu(3:50) szeroką szutrówką kamyczki dają się we znaki - nie nadążają z przemieszczaniem się i uwierają. Przed krótkim podejściem szybko wysypuję zawartość butów. Jest to łatwe, bo nie mam skarpetek ani stuptaczków;)
Bieg do mety półmaratonu jest bardzo emocjonujący. Kręta i wąska techniczna ścieżka, tłumy kibiców i w końcu meta razem z obfitym bufetem!
Czas 3:33, niestety to nie moja meta!
Dopadam dwie ćwiartki pomarańczy i wysysam szybko. Mimo tłumu i zgiełku słyszę polski język, to Krystian konsultuje się z dziewczyną co zjeść. Robimy sobie szybko pamiątkową fotkę. Emocje są tak duże, że po napełnieniu bidonu od razu wybiegam.
Dalej łatwe i przyjemne 5km po suchej i w miarę płaskiej leśnej drodze. Szlak GR131 przecina ją kilka razy opadając w dół krzakami, wspinając się i ponownie przecinając. Okazuje się, że nie musimy nim biec, nie ma strzałek ani taśm. Kilka osób z czołówki tego nie wiedziało i dodało sobie roboty...



Pico de La Nieve, 43km

Było płasko i szybko, czyli krótko i już wspinam się w kierunku Nieve na wysokość 2239mnpm. Daleko w dole po lewej widać plażę w Tazacorte i metę w Los Llanos, czyli do finiszu jeszcze 50km(mapa poniżej). Ludzi na trasie jest zdecydowanie mniej, pilnuję żeby nie zgubić szlaku, chociaż innego nie widać. Zaczyna się ciężka wspinaczka wąskim szlakiem na grani, nie ma już wysokich drzew i cały czas jestem wystawiony na działanie słońca w zenicie. Biegniemy, truchtamy, idziemy w kilka osób, dwie dziewczyny mocno napierają z przodu. Wyprzedzani faceci przyspieszają i podążają za jedną z nich, mocną na podejściach. Później pociąg się wykrusza i dziewczyna napiera dalej sama. Mnie udaje się utrzymać jej tempo i obserwuję taką sytuację kilka razy:)
U podnóża Nieve po ok 5.5h mam już zjedzone 11 żeli(100kcal każdy co 30min), a do bufetu z jedzeniem na szczycie Cruz jeszcze 6km. Zjadłem już nawet pół paczki zielonych oliwek, ale żołądek i tak przykleił się pusty do pleców. Na punkcie z wodą są słodziutkie niebieskie izotoniki - nierozwadniane - najadam się do syta!
Kibice siedzący na zboczu też myślą o jedzeniu!
Dziewczyna: - Viva la Polonia! Zapiekanka!
Ja: - Zapiekanka i pierogi!
Dziewczyna: - Dziękuję!
Ja: - Proszę i dziękuję!
Wreszcie po dotarciu do Cruz na 48km rzucam się łapczywie na arbuzy, melony, cukrowe kolorowe żelki i jakiś mizerny bananek, bułeczkę z salami omijam. Dosłownie po małym gryzie tego i tego. Pod czapkę wrzucam spore kostki lodu służące na punktach do studzenia izotoników.



Roque de Los Muchachos, 58km

Teraz nie ma żartów, szlak prowadzi kolejne 10km odkrytą granią powyżej 2200m, słońce w zenicie, jedyny ratunek to wysokość, dzięki czemu upał jest znośny.
Ten odcinek przebiegliśmy z Kasią już cztery razy, więc znam prawie każdy kamień ;)
Zmęczenie zaczyna dawać się we znaki, szlak nie ułatwia sprawy - jest techniczny, wije się, opada i znów wspina, woda paruje szybko. Już całkiem niedaleko widać białe obserwatoria, ale to jeszcze ponad godzina biegu. Wreszcie strome podejście na najwyższy szczyt La Palmy. Kibicie krzyczą z góry vamos, vamos! poganiają. Wtaczam się do dużego namiotu, a tam impreza! Biegacze siedzą z miskami makaronu, inni są masowani, opatrywani, karmieni. Nie patrzę na nich, żeby zachęcony nie przysiąść...Chwytam szybko jakieś kawałki arbuza i melona, wolontariusz oddaje bidon z wodą i wybiegam na słońce. Nikogo przede mną, znajduję szlak i zaczynam powoli biec jedząc jednocześnie. Przecinam asfalt, na którym jakiś turysta wyśmiewa mój koślawy krok. No tak, ja tego nie widzę, ale nogi biegną już jakby obok mnie.



Tazacorte, 77km

20km zbieg z 2400m na 0m zaczyna się niewinnie, wąski szlak swobodnie opada. Po kilkunastu minutach zaczyna się jednak techniczna stroma ścieżka po ostrych wulkanicznych skałach. Trwa to godzinami i nie chce się skończyć. Kończy się za to woda, a bufetu nie widać. Zaczyna się lasek z kanaryjskiej sosny, niby jest cień, ale upał coraz większy. Powietrze nagrzało się przez cały dzień, wysokość się zmniejsza, temperatura szybko rośnie. Szlak na chwilę łagodnieje i biegniemy po ściółce.
Wychylam głowę ponad wysokie sosny, żeby spojrzeć na granatowy piękny ocean i w tym samym momencie witam się z ziemią. Lądowanie na kolanach, dłoni, łokciu, barku, biodrze i ramieniu, czyli miękko. Jestem lekko oszołomiony, chcę wstać ale grawitacja nie pozwala. Facet z czwartego zdjęcia wyciąga rękę, tłumaczę że podziwiałem widoki...Krew z kolan bardzo nie leci, więc my lecimy dalej w dół.
Gdzie ten bufet, gdzie woda, jest już na prawdę bardzo ciepło. Przez całą trasę, w ogóle w tych górach, nie ma żadnych strumieni, żadnej wody. 74km wreszcie jest bufet, myję się szybko z kurzu, napełniam bidony, bufetowy polewa mi głowę zimną wodą, kradnę kostki lodu pod czapkę.
Ustawiam się w kolejce do medyków. Mają już dwóch klientów, jednego na noszach, a u mnie jeszcze 4 miejsca do zdezynfekowania.
Po chwili pada z ich strony głupie pytanie, czy chcę biec dalej...
Zaczynamy zbliżać się do Tazacorte, czasami asfalt, czasami wulkaniczne skały. Jeden facet tak cierpi na zbiegu, że co kilka kroków pojękuje...Inny zygzakuje, żeby spłaszczyć stromy zbieg asfaltową drogą.
W końcu po ostatniej stromiźnie, z której aż chce się skoczyć do zimnego granatowego oceanu daleko w dole, dobiegam do bufetu na 77km. Tutaj spotykam Kasię, która mocno dopinguje i mówi że będę miał świetny czas. Mnie już się zupełnie dystans pomieszał, bo zegarek zmierzył trochę za mało(przez naliczanie co 2sek).
Jak widać wyżej znowu kradnę kostki pod czapkę, tym razem dużo, co okazuje się później zbawienne...



Los Llanos de Aridane, 83km, meta

Zostało 6km i 300m w pionie, niby nic ale upał jest straszny. Kawałek asfaltem lekko pod górę, a ludzie przede mną spacerują. Biegnę truchcikiem, w końcu zaczynają się...strome podejścia! Ileż można! Wyciągam spod czapki większy kawałek lodu i robię okłady na twarzy i głowie. Woda z bufetu zaczyna się wchłaniać, lód przyjemnie studzi.
Po kilku minutach wraca energia i zaczynam mocno napierać z rękami na kolanach pod stromą górę. Wymijam kilka osób, które spacerują jakby już miały swoje zwycięstwo w kieszeni. Ostatnia długa płaska prosta, już widać banery, biegnę, ale szybciej się nie da. Mija mnie jeden zawodnik, za chwilę jeszcze szybciej drugi, już się nie poderwę, nie ma mowy. W brzuchu bulgocze woda, serce wali, czerwony dywan, przybijam piątki, meta.



Na mecie

Niesamowici kibice, cała wyspa żyła biegiem przez parę tygodni, wszędzie informacje o imprezie.
Organizacja perfekcyjna, na mecie dostępne baseny z zimną wodą i workami z lodem, prysznic, rzędy łóżek do masaży.

TRANSVULCANIA 2013 Salomon Nature Trails video

Film koniecznie do obejrzenia, świetna realizacja i niesamowite widoki!


Mój profil i trasa
Szczegółowy profil trasy.
Ostatecznie zająłem 107msc z czasem 10:34:13.
W biegu udział wziął najlepszy polski góral Marcin Świerc(relacja i zdjęcia) - 10 miejsce z czasem 7:52! oraz Piotr Hercog, Krystian Ogły i Artur Góralczyk.
Pełne Wyniki
Mężczyźni
1. Kilian Jornet (Hiszpania) - 6:54:09
2. Luis Alberto Hernando (Hiszpania) - 6:58:31
3. Sage Canaday (USA) - 7:09:57
4. Timothy Olson (USA) - 7:11:53
5. Patrick Bringer (Francja) - 7:17:19
6. Francois d'Haene (Francja) - 7:17:43
7. Cameron Clayton (USA) - 7:17:47
8. Miguel Caballero Ortega (Hiszpania) - 7:30:49
9. Cristofer Clemente Mora (Hiszpania) - 7:37:40
10. Marcin Świec (Polska) - 7:52:21
...
35. Piotr Hercog (Polska) - 9:02:12
107. Błażej Łyjak (Polska) - 10:34:13
189. Krystian Ogły (Polska) - 11:23:58
809. Artur Góralczyk (Polska) - 15:31:30
Kobiety
1. Emelie Forsberg (Norwegia) - 8:13:22
2. Nuria Picas Albets (Hiszpania) - 8:19:30
3. Uxue Fraile Azpeitia (Hiszpania) - 8:44:48
4. Nathalie Mauclair (Francja) - 8:46:13
Świetna i dramatyczna relacja Krystiana.
Napisałem tak szczegółowo, bo zapisałem się już na przyszły rok i wrócę do tego opisu w maju 2014 ;)
Kilka zdjęć więcej.
Międzyczasy Polaków - do analizy na przyszły rok jak znalazł.


Śnieżne Stawki, Karkonosze

Sobota, 6 października 2012 · Komentarze(2)

Wycieczka po karkonoskich pagórach.


Trasa ze Szklarskiej poręby żółtym szlakiem do schroniska pod Łabskim Szczytem.


Dalej szlakiem zielonym do Śnieżnych Stawów pod Śnieżnymi Kotłami.

Droga powrotna taka sama z międzylądowaniem w schronisku na kapuśniak:)

I Powiatowy Maraton Górski Ziemi Wałbrzyskiej 2012

Sobota, 29 września 2012 · Komentarze(2)
Maraton(? - o tym dalej) przebiegnięty trochę na wariata, bo ruszyłem "z kopyta" od startu. Wysokie tempo narzucił Daniel i utrzymał je aż do mety wpadając na 2 miejscu ze stratą 2 sekundy. Mnie się tempa nie udało tak dobrze trzymać i przez większość trasy byłem w okolicy 14 pozycji. Na metę dotarłem na miejscu 10 ze stratą ok 23min.


O zmianie trasy dowiedzieliśmy się przed startem. Trasa lepsza od pierwotnej, ale wygląda na to, że krótsza. Większość mierników wskazała w okolicy 37km




Na szczęście nie moja kostka! Daniel biegł z tym guzem 30km...










Dziewczyny w kategorii Open


Chłopaki w kategorii Open


Daniel ustrzelił pucharek


a ja tradycyjnie "krążek" do kolekcji

I Powiatowy Maraton Górski Ziemi Wałbrzyskiej wystartował w Głuszycy. Trasa bardzo ciekawa w dużej części poprowadzona chłodnym lasem. Po drodze dwa strome podejścia i sporo dosyć długich łagodniejszych zbiegów. Były też techniczne strome zbiegi, gdzie jechało się na piętach. Jedyny niefajny odcinek to wysypana tłuczniem leśna droga, której moje stopy w minimusach nie trawiły(pierwszy taki przypadek) i musiałem dreptać leśnym poboczem.
Impreza nieźle zorganizowana, na trasie 5 bufetów z wodą, bananami i bułką. Na mecie solidna porcja makaronu z mięskiem.

Lądek Trail, 15km biegania po pagórach

Sobota, 22 września 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Bieganie, Góry, Zdjęcia

Kibice przed startem


Przed startem juniorów


Piotr Hercog nie poradził sobie za dobrze w kategorii juniorów


Trochę lepiej poszło mu w starszakach


A ja sobie leciałem swoim tempem, dałem się wyprzedzić Jarkowi i zająłem 9 miejsce

Był to mój pierwszy bieg górski na takim krótkim dystansie, nie licząc 5km wbiegu na Ślężę

Trasa biegu wygląda tak, należało zrobić dwa kółka.
Po drodze mijaliśmy ruiny zamku na górze Karpiak 782mnpm. Zbieg z tego miejsca był stromy, wąski i trudny technicznie. Na pierwszym kółku było trochę mokro, ale moje minimusy dały radę, a wydawało się że będą się ślizgać.
Ogólnie cała trasa sprowadzała się w pierwszej części do mocnego napierania pod górę, a w drugiej do ostrego i szybkiego zbiegu. I tak dwa razy.
Pierwsze kółko pobiegłem chyba ciut za szybko w 0:40, drugie 0:45.
Wyniki zawodów Lądek Trail

Bieg 7 Dolin 66km, życiówka

Sobota, 8 września 2012 · Komentarze(22)
Biegowe 66km w Krynicy zaliczone.
Po fajnym biegu na Maratonie Karkonoskim miałem ochotę na coś więcej. 33km wydawało się stanowczo za mało, a na 100km nie jestem jeszcze gotowy.
Nie mam jednak wątpliwości, że w przyszłym roku robię pełny Bieg Siedmiu Dolin.
Po 30km biegło się tak dobrze, że już chciałem biec na 100. Przed metą na 66km nadal było przyjemnie, ale nie aż tak żeby atakować setkę :)

Kilka zdjęć z Krynicy i na 66km zrobionych przez Kasię




kilka godzin przed startem ubijanie szlaków


gondolą na Jaworzynę Krynicką




Zbieg z Jaworzyny i Bagira minimalistka, zrezygnowała z amortyzacji w poduszkach...


Jeszcze tak daleko


Końcówka w Piwnicznej, niestety nie widać tutaj pieknych szlaków, zbiegów i podbiegów na trasie.


Herbata na punktach to bardzo dobry pomysł. Temperatura przez pierwsze 6 godzin była w okolicy 10 st. C plus sporo deszczu.


Minimusy spisały się na medal, to ich pierwszy tak długi bieg i nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa!


Szmatka z wierzchu zyskała nowe prześwity wentylacyjne

Trasa GPS zgrana na st. Przy stromym zalesionym zbiegu do Rytra GPS stracił zasięg i obudził się dopiero po ok 2km stąd prosta kreska w tamtej okolicy.

To jest rok życiówek.
66km to moja biegowa życiówka. 44km z Karkonoskiego zostało pobite.
320km dookoła Wrocławia - rowerowa życiówka.
220km w 2 tygodnie z plecakiem na Korsyce - trekingowa życiówka.
A to dopiero złota polska jesień! :)

Wycieczka biegowa w Karkonoszach

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Po Maratonie Karkonoskim miałem ciśnienie na dalszą eksplorację Karkonoszy. Pojechałem z Wrocławia PKSem do Szklarskiej i zacząłem biec do góry:)

Stawiki poniżej Śnieżnych Kotłów




Ścieżka w stronę Czarnego Kotła


Pod Czarnym Kotłem


Minimusy dają radę


Schronisko po czeskiej stronie poniżej Wielkiego Szyszaka


Kamienna studnia




Śnieżne Kotły




Powrót do Szklarskiej szlakiem pod Łabskim Szczytem


Szklarska Poręba

Bardzo fajna wycieczka biegowa, było bardzo upalnie chociaż ranek tego nie zapowiadał.
Cały czas biegłem z dosyć ciężkim plecakiem(ok 5.5kg) z ciężką lustrzanką i dodatkowo bukłakiem z wodą. Zwiedzanie w biegu gwarantuje te same widoki co w marszu, ale w krótszym czasie:)