Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody biegowe

Dystans całkowity:1000.54 km (w terenie 830.27 km; 82.98%)
Czas w ruchu:113:45
Średnia prędkość:8.80 km/h
Maksymalna prędkość:38.88 km/h
Suma podjazdów:39714 m
Maks. tętno maksymalne:177 (97 %)
Maks. tętno średnie:147 (80 %)
Suma kalorii:71501 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:50.03 km i 5h 41m
Więcej statystyk

Transvulcania 2013, ultramaraton 83km

Sobota, 11 maja 2013 · Komentarze(19)


Do tej pory takie dystanse pokonywałem tylko na rowerze, głównie na maratonach rowerowych w Karkonoszach i Górach Izerskich. Zazwyczaj wystarczało 5-7 godzin na przejechanie trasy. Ostatnio z podobnym dystansem biegowym miałem do czynienia na Biegu 7 Dolin w Krynicy(66km).
Założenia przed biegiem były takie, żeby zmieścić się w 11 godzinach i nie napinać zbytnio, ma być przygodowo.



Faro de Fuencaliente, Start

Na starcie przy starej i nowej latarni stanęło ok 1500 osób, ja w połowie stawki. W tłumie poznaję przy okazji kolejnego startującego Polaka Artura Góralczyka.
Odpalamy lampki przednie białe, tylne czerwone i start! Miejsce daleko w tłumie bardzo złe, emocje i ciśnienie pcha do przodu, ale wyprzedzać się nie da na szlaku szerokości 1.5m. Pocieszam się, że oszczędzam energię na później, w końcu podbieg ma 18km, czyli prawie 3 godziny. Na szczęście po godzinie mogę robić co chcę...czyli iść nieco szybciej. Zrobiło się już widno więc wyłączamy lampki.
Pod koniec długiego podejścia po prawej stronie podziwiam wschód słońca nad oceanem z wyraźnie widoczną Teneryfą i szczytem El Teide 3750mnpm(na filmie poniżej). Druga widoczna wyspa to Gomera. Robię zdjęcia komórką, nigdzie mi się nie śpieszy, drepczę w obsypującym się piachu razem z kilkudziesięcioma innymi zawodnikami. Nikt nie wyprzedza, nie ma jak.


El Pilar, 26km

Do schroniska El Pilar na 26km szlak GR131 prowadzi w dół do wysokości 1450m. Można trochę odpocząć i wreszcie rozprostować nogi. Przez cały czas wyprzedzają mnie zawodnicy z półmaratonu, którego meta za chwilę się pojawi. Ok 1000 osób wystartowało 30 min po nas.
Na żużlowo wulkanicznych zbiegach nabrałem do butów sporo kamyczków i piasku, ale póki latają luźno nie sprawiają problemów. Dopiero na szybkim zbiegu(3:50) szeroką szutrówką kamyczki dają się we znaki - nie nadążają z przemieszczaniem się i uwierają. Przed krótkim podejściem szybko wysypuję zawartość butów. Jest to łatwe, bo nie mam skarpetek ani stuptaczków;)
Bieg do mety półmaratonu jest bardzo emocjonujący. Kręta i wąska techniczna ścieżka, tłumy kibiców i w końcu meta razem z obfitym bufetem!
Czas 3:33, niestety to nie moja meta!
Dopadam dwie ćwiartki pomarańczy i wysysam szybko. Mimo tłumu i zgiełku słyszę polski język, to Krystian konsultuje się z dziewczyną co zjeść. Robimy sobie szybko pamiątkową fotkę. Emocje są tak duże, że po napełnieniu bidonu od razu wybiegam.
Dalej łatwe i przyjemne 5km po suchej i w miarę płaskiej leśnej drodze. Szlak GR131 przecina ją kilka razy opadając w dół krzakami, wspinając się i ponownie przecinając. Okazuje się, że nie musimy nim biec, nie ma strzałek ani taśm. Kilka osób z czołówki tego nie wiedziało i dodało sobie roboty...



Pico de La Nieve, 43km

Było płasko i szybko, czyli krótko i już wspinam się w kierunku Nieve na wysokość 2239mnpm. Daleko w dole po lewej widać plażę w Tazacorte i metę w Los Llanos, czyli do finiszu jeszcze 50km(mapa poniżej). Ludzi na trasie jest zdecydowanie mniej, pilnuję żeby nie zgubić szlaku, chociaż innego nie widać. Zaczyna się ciężka wspinaczka wąskim szlakiem na grani, nie ma już wysokich drzew i cały czas jestem wystawiony na działanie słońca w zenicie. Biegniemy, truchtamy, idziemy w kilka osób, dwie dziewczyny mocno napierają z przodu. Wyprzedzani faceci przyspieszają i podążają za jedną z nich, mocną na podejściach. Później pociąg się wykrusza i dziewczyna napiera dalej sama. Mnie udaje się utrzymać jej tempo i obserwuję taką sytuację kilka razy:)
U podnóża Nieve po ok 5.5h mam już zjedzone 11 żeli(100kcal każdy co 30min), a do bufetu z jedzeniem na szczycie Cruz jeszcze 6km. Zjadłem już nawet pół paczki zielonych oliwek, ale żołądek i tak przykleił się pusty do pleców. Na punkcie z wodą są słodziutkie niebieskie izotoniki - nierozwadniane - najadam się do syta!
Kibice siedzący na zboczu też myślą o jedzeniu!
Dziewczyna: - Viva la Polonia! Zapiekanka!
Ja: - Zapiekanka i pierogi!
Dziewczyna: - Dziękuję!
Ja: - Proszę i dziękuję!
Wreszcie po dotarciu do Cruz na 48km rzucam się łapczywie na arbuzy, melony, cukrowe kolorowe żelki i jakiś mizerny bananek, bułeczkę z salami omijam. Dosłownie po małym gryzie tego i tego. Pod czapkę wrzucam spore kostki lodu służące na punktach do studzenia izotoników.



Roque de Los Muchachos, 58km

Teraz nie ma żartów, szlak prowadzi kolejne 10km odkrytą granią powyżej 2200m, słońce w zenicie, jedyny ratunek to wysokość, dzięki czemu upał jest znośny.
Ten odcinek przebiegliśmy z Kasią już cztery razy, więc znam prawie każdy kamień ;)
Zmęczenie zaczyna dawać się we znaki, szlak nie ułatwia sprawy - jest techniczny, wije się, opada i znów wspina, woda paruje szybko. Już całkiem niedaleko widać białe obserwatoria, ale to jeszcze ponad godzina biegu. Wreszcie strome podejście na najwyższy szczyt La Palmy. Kibicie krzyczą z góry vamos, vamos! poganiają. Wtaczam się do dużego namiotu, a tam impreza! Biegacze siedzą z miskami makaronu, inni są masowani, opatrywani, karmieni. Nie patrzę na nich, żeby zachęcony nie przysiąść...Chwytam szybko jakieś kawałki arbuza i melona, wolontariusz oddaje bidon z wodą i wybiegam na słońce. Nikogo przede mną, znajduję szlak i zaczynam powoli biec jedząc jednocześnie. Przecinam asfalt, na którym jakiś turysta wyśmiewa mój koślawy krok. No tak, ja tego nie widzę, ale nogi biegną już jakby obok mnie.



Tazacorte, 77km

20km zbieg z 2400m na 0m zaczyna się niewinnie, wąski szlak swobodnie opada. Po kilkunastu minutach zaczyna się jednak techniczna stroma ścieżka po ostrych wulkanicznych skałach. Trwa to godzinami i nie chce się skończyć. Kończy się za to woda, a bufetu nie widać. Zaczyna się lasek z kanaryjskiej sosny, niby jest cień, ale upał coraz większy. Powietrze nagrzało się przez cały dzień, wysokość się zmniejsza, temperatura szybko rośnie. Szlak na chwilę łagodnieje i biegniemy po ściółce.
Wychylam głowę ponad wysokie sosny, żeby spojrzeć na granatowy piękny ocean i w tym samym momencie witam się z ziemią. Lądowanie na kolanach, dłoni, łokciu, barku, biodrze i ramieniu, czyli miękko. Jestem lekko oszołomiony, chcę wstać ale grawitacja nie pozwala. Facet z czwartego zdjęcia wyciąga rękę, tłumaczę że podziwiałem widoki...Krew z kolan bardzo nie leci, więc my lecimy dalej w dół.
Gdzie ten bufet, gdzie woda, jest już na prawdę bardzo ciepło. Przez całą trasę, w ogóle w tych górach, nie ma żadnych strumieni, żadnej wody. 74km wreszcie jest bufet, myję się szybko z kurzu, napełniam bidony, bufetowy polewa mi głowę zimną wodą, kradnę kostki lodu pod czapkę.
Ustawiam się w kolejce do medyków. Mają już dwóch klientów, jednego na noszach, a u mnie jeszcze 4 miejsca do zdezynfekowania.
Po chwili pada z ich strony głupie pytanie, czy chcę biec dalej...
Zaczynamy zbliżać się do Tazacorte, czasami asfalt, czasami wulkaniczne skały. Jeden facet tak cierpi na zbiegu, że co kilka kroków pojękuje...Inny zygzakuje, żeby spłaszczyć stromy zbieg asfaltową drogą.
W końcu po ostatniej stromiźnie, z której aż chce się skoczyć do zimnego granatowego oceanu daleko w dole, dobiegam do bufetu na 77km. Tutaj spotykam Kasię, która mocno dopinguje i mówi że będę miał świetny czas. Mnie już się zupełnie dystans pomieszał, bo zegarek zmierzył trochę za mało(przez naliczanie co 2sek).
Jak widać wyżej znowu kradnę kostki pod czapkę, tym razem dużo, co okazuje się później zbawienne...



Los Llanos de Aridane, 83km, meta

Zostało 6km i 300m w pionie, niby nic ale upał jest straszny. Kawałek asfaltem lekko pod górę, a ludzie przede mną spacerują. Biegnę truchcikiem, w końcu zaczynają się...strome podejścia! Ileż można! Wyciągam spod czapki większy kawałek lodu i robię okłady na twarzy i głowie. Woda z bufetu zaczyna się wchłaniać, lód przyjemnie studzi.
Po kilku minutach wraca energia i zaczynam mocno napierać z rękami na kolanach pod stromą górę. Wymijam kilka osób, które spacerują jakby już miały swoje zwycięstwo w kieszeni. Ostatnia długa płaska prosta, już widać banery, biegnę, ale szybciej się nie da. Mija mnie jeden zawodnik, za chwilę jeszcze szybciej drugi, już się nie poderwę, nie ma mowy. W brzuchu bulgocze woda, serce wali, czerwony dywan, przybijam piątki, meta.



Na mecie

Niesamowici kibice, cała wyspa żyła biegiem przez parę tygodni, wszędzie informacje o imprezie.
Organizacja perfekcyjna, na mecie dostępne baseny z zimną wodą i workami z lodem, prysznic, rzędy łóżek do masaży.

TRANSVULCANIA 2013 Salomon Nature Trails video

Film koniecznie do obejrzenia, świetna realizacja i niesamowite widoki!


Mój profil i trasa
Szczegółowy profil trasy.
Ostatecznie zająłem 107msc z czasem 10:34:13.
W biegu udział wziął najlepszy polski góral Marcin Świerc(relacja i zdjęcia) - 10 miejsce z czasem 7:52! oraz Piotr Hercog, Krystian Ogły i Artur Góralczyk.
Pełne Wyniki
Mężczyźni
1. Kilian Jornet (Hiszpania) - 6:54:09
2. Luis Alberto Hernando (Hiszpania) - 6:58:31
3. Sage Canaday (USA) - 7:09:57
4. Timothy Olson (USA) - 7:11:53
5. Patrick Bringer (Francja) - 7:17:19
6. Francois d'Haene (Francja) - 7:17:43
7. Cameron Clayton (USA) - 7:17:47
8. Miguel Caballero Ortega (Hiszpania) - 7:30:49
9. Cristofer Clemente Mora (Hiszpania) - 7:37:40
10. Marcin Świec (Polska) - 7:52:21
...
35. Piotr Hercog (Polska) - 9:02:12
107. Błażej Łyjak (Polska) - 10:34:13
189. Krystian Ogły (Polska) - 11:23:58
809. Artur Góralczyk (Polska) - 15:31:30
Kobiety
1. Emelie Forsberg (Norwegia) - 8:13:22
2. Nuria Picas Albets (Hiszpania) - 8:19:30
3. Uxue Fraile Azpeitia (Hiszpania) - 8:44:48
4. Nathalie Mauclair (Francja) - 8:46:13
Świetna i dramatyczna relacja Krystiana.
Napisałem tak szczegółowo, bo zapisałem się już na przyszły rok i wrócę do tego opisu w maju 2014 ;)
Kilka zdjęć więcej.
Międzyczasy Polaków - do analizy na przyszły rok jak znalazł.


Cross Między Mostami, zającowanie Kasi

Sobota, 9 marca 2013 · Komentarze(4)
Miałem się zapisać na ten bieg, ale jakoś przegapiłem. Chyba po prostu nie chciało mi się ścigać tydzień po Wrocławskiej 10.

To była dobra okazja, żeby pozającować Kasi, fotorelacja z biegu.
Kasia za to pobiegła lepszym tempem 12km niż 10km tydzień wcześniej, radość na mecie niesamowita :)
Zającować specjalnie nie musiałem, bo zawodniczka poleciała wzorowo najpierw równe tempo, a później coraz szybciej.

Wrocławska Dycha i znowu życiówka

Niedziela, 3 marca 2013 · Komentarze(3)
Bardzo fajny bieg, udało się wykręcić życiówkę ok 41:40. Miesiąc temu było ok 42:40


Kasia przed startem, więcej info na 42kmandmore


Wg mnie trochę dziwnie niskie tętno. Czy zawody na 10km powinny być w okolicach średniego HR 83%?

Maraton w Poznaniu, życiówka i osobisty kibic

Niedziela, 14 października 2012 · Komentarze(11)
Przed startem
Na maraton w Poznaniu zapisałem się i opłaciłem jeden dzień po terminie(wg regulaminu), dwa dni przed startem. Następnie zadzwoniłem do biura i okazało się, że zapisy przedłużono o 2 dni :)
Kontynuowałem więc "treningi". W piątek zrobiłem jeszcze coś głupiego i poszedłem na trening karate. Akurat trafiłem na parę z ambitnym Jarkiem i obiliśmy sobie trochę udka, siniaki pojawiły się dopiero po maratonie. A może to nie takie do końca głupie(ja pisze Wojtek Staszewski) robić siłę na nogi kilka dni przed maratonem...

W ogóle pomysł na jeszcze jeden maraton w tym roku i atak na 3:30 był całkowicie spontaniczny, po prostu dobrze się czułem i jakoś wiedziałem, że forma jest dobra.
Dwa tygodnie przed maratonem przebiegłem Powiatowy Maraton Górski :) i od tamtej pory myślałem o starcie w Poznaniu(i obserwowałem się czy będę w stanie). W ramach regeneracji pobiegałem jeszcze 40km tydzień przed i 30km w tygodniu startowym(+17km na wycieczce w góry). Całkiem spore liczby jak na mnie:)

Start
Plan na start jest prosty, nie szarżować bo z założenia nie ma czym, biec razem z balonami, a jeśli będzie moc urywać co się da na finiszu.
Pierwsze kilometry rozgrzewkowe wewnątrz pełznącego przez miasto rozgrzanego ludzkiego węża. Dawno nie biegłem po asfalcie w takim tłumie i nie jest to za przyjemne uczucie. Żeby ochłonąć i studzić się wybiegam na brzeg węża, żeby się ogrzać wbiegam do środka. Gdzieś przede mną balony na 3:30 i pan z różowymi włosami, dookoła tłum biegaczy.
Balony są w moim zasięgu do pierwszego sikania w okolicy 10km, które trwa dobre 30 sekund...Co ja takiego piłem przed startem?! Nie było sensu ich gonić. Monotonny bieg i ok 20km znowu sikanie i strata urosła do 40-50 sekund. Międzyczasy pokazują, że na 21km mam 1:46:22, czyli całkiem ok zgodnie z teorią, że pierwsza połowa wolniej, druga szybciej.
Zaczyna się 25km, a ja przyspieszam o ok 10s/km szybciej niż plan. Nie wiem czy to zjadane różnokolorowe żele, czy coś innego, ale nogi zaczynają nieść i wreszcie można się skupić na pochłanianiu km. Biegnę tak 6km aż do 31km, gdzie zaczynają się jakieś lekkie podbiegi, tempo spadło i nie chce się zwiększyć przez kolejne 5km.
Biegniemy tak w parę osób i na ok 37km w bardzo strategicznym miejscu stoi Jurek osobisty kibic!(nie Scott). Zaczynam wyprzedzać, a Jurek jedzie już obok mnie i proponuje napoje, batony:). Od razu poprawił mi się humor i wola walki wzrosła, zmęczenie zniknęło. Mówię, że nie pogadamy za bardzo bo teraz będę cisnął do mety, więc Jurek opowiada o okolicy(po lewej za krzakami Cytadela), jaka trasa, czy będzie podbieg, zbieg czy zakręt.
Od tego momentu jest rewelacyjny bieg! Głowa wysoko, patrzę daleko przed siebie, nie chcę jeść, nie chcę pić, wyprzedzam na pęczki. Czasem zamieniam słowo z Jurkiem, piję łyka podanego poweade, wyprzedzany biegacz na to "Daj łyka!", zwalniam, daję łyka, czekam, odbieram butelkę, popijam i oddaję Jurkowi.

Czasem się tylko zastanawiam, czy starczy sił na te 4, 3, 2km przyspieszenia.
Poganiam jeszcze Jurka, żeby jechał szybciej, zawsze to lepiej gonić, a tu nie ma kogo.
W końcu wiem już, że nic mnie nie zatrzyma:) 41km w 4:43, 42km w 4:41.. Jurek odlicza setki metrów do końca 500, 400, 300, kolejny zakręt i ostatnie 200m ile fabryka dała.
Rewelacyjny finisz i wielka satysfakcja, że udało się nie zamordować, jak to było w Krakowie w kwietniu. Po przekroczeniu mety mogę nawet iść i całkiem nieźle kontaktuję.

Z planu "urywania co się da na finiszu" uzbierała się cała sekunda, czas netto 3:29:59!

Czułem że to się może udać, ale podstaw za bardzo nie było. Raptem kilka zawodów i biegów górskich i trochę truchtania w tygodniu.
Życiówka z kwietnia poprawiona o 10min w takim stylu jak lubię i każdemu taki styl polecam. Zacząć wolniej, skończyć przyspieszając i cieszyć się biegiem im dalej tym bardziej(nie odwrotnie!). Satysfakcja gwarantowana.

Bieg udany jeszcze z tego powodu, że udało się całość pobiec na śródstopiu i nie było momentów, że stopy robiły co chciały(2m przed metą:).

Po biegu makaron i piwo, pogadaliśmy jeszcze z Jurkiem i spotkanymi biegaczami.


Spotkanie ze Scottem Jurkiem w sobotę przed maratonem


Nocleg w hali Arena


Okolice 37km tuż po spotkaniu z Jurkiem, foto: Jurek57

Podsumowanie jedzenia przedstartowego
żeby było wiadomo na następny raz.
Wieczór przed:
- mała porcja makaronu z sosem(z domu! - nie znalazłem żadnej jadłodajni z pizzą w okolicy poznańskiej Areny...),
- rogal i pół słoika powideł śliwkowych,
- dużo picia.
Śniadanie przedstartowe 2h przed(powinno być jeszcze wcześniej):
- mały gęsty jogurt naturalny + musli i kawa,
- rogal i pół słoika powideł śliwkowych,
- napój węglowodanowy z niskim IG(500ml) na 40min przed startem(jakiś wynalazek od Jacek Biega)
W trakcie:
- ok 7 żeli 35g(mogły by być większe)
- jakaś power bomb 10ml, l-karnityna czy coś(na jakieś 7km przed metą)
- kilka 1/3 kubeczków wody, drugie tyle na głowę i 2 kwadraciki czekolady.

Dzięki Jurek za kibicowanie:)

Msc open 961/5426, 365/M30, 50 w informatykach:), wyniki nieoficjalne(PDF)
Ślad biegu i międzyczasy.

I Powiatowy Maraton Górski Ziemi Wałbrzyskiej 2012

Sobota, 29 września 2012 · Komentarze(2)
Maraton(? - o tym dalej) przebiegnięty trochę na wariata, bo ruszyłem "z kopyta" od startu. Wysokie tempo narzucił Daniel i utrzymał je aż do mety wpadając na 2 miejscu ze stratą 2 sekundy. Mnie się tempa nie udało tak dobrze trzymać i przez większość trasy byłem w okolicy 14 pozycji. Na metę dotarłem na miejscu 10 ze stratą ok 23min.


O zmianie trasy dowiedzieliśmy się przed startem. Trasa lepsza od pierwotnej, ale wygląda na to, że krótsza. Większość mierników wskazała w okolicy 37km




Na szczęście nie moja kostka! Daniel biegł z tym guzem 30km...










Dziewczyny w kategorii Open


Chłopaki w kategorii Open


Daniel ustrzelił pucharek


a ja tradycyjnie "krążek" do kolekcji

I Powiatowy Maraton Górski Ziemi Wałbrzyskiej wystartował w Głuszycy. Trasa bardzo ciekawa w dużej części poprowadzona chłodnym lasem. Po drodze dwa strome podejścia i sporo dosyć długich łagodniejszych zbiegów. Były też techniczne strome zbiegi, gdzie jechało się na piętach. Jedyny niefajny odcinek to wysypana tłuczniem leśna droga, której moje stopy w minimusach nie trawiły(pierwszy taki przypadek) i musiałem dreptać leśnym poboczem.
Impreza nieźle zorganizowana, na trasie 5 bufetów z wodą, bananami i bułką. Na mecie solidna porcja makaronu z mięskiem.

Bieg 7 Dolin 66km, życiówka

Sobota, 8 września 2012 · Komentarze(22)
Biegowe 66km w Krynicy zaliczone.
Po fajnym biegu na Maratonie Karkonoskim miałem ochotę na coś więcej. 33km wydawało się stanowczo za mało, a na 100km nie jestem jeszcze gotowy.
Nie mam jednak wątpliwości, że w przyszłym roku robię pełny Bieg Siedmiu Dolin.
Po 30km biegło się tak dobrze, że już chciałem biec na 100. Przed metą na 66km nadal było przyjemnie, ale nie aż tak żeby atakować setkę :)

Kilka zdjęć z Krynicy i na 66km zrobionych przez Kasię




kilka godzin przed startem ubijanie szlaków


gondolą na Jaworzynę Krynicką




Zbieg z Jaworzyny i Bagira minimalistka, zrezygnowała z amortyzacji w poduszkach...


Jeszcze tak daleko


Końcówka w Piwnicznej, niestety nie widać tutaj pieknych szlaków, zbiegów i podbiegów na trasie.


Herbata na punktach to bardzo dobry pomysł. Temperatura przez pierwsze 6 godzin była w okolicy 10 st. C plus sporo deszczu.


Minimusy spisały się na medal, to ich pierwszy tak długi bieg i nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa!


Szmatka z wierzchu zyskała nowe prześwity wentylacyjne

Trasa GPS zgrana na st. Przy stromym zalesionym zbiegu do Rytra GPS stracił zasięg i obudził się dopiero po ok 2km stąd prosta kreska w tamtej okolicy.

To jest rok życiówek.
66km to moja biegowa życiówka. 44km z Karkonoskiego zostało pobite.
320km dookoła Wrocławia - rowerowa życiówka.
220km w 2 tygodnie z plecakiem na Korsyce - trekingowa życiówka.
A to dopiero złota polska jesień! :)

Bieg na Ślężę

Sobota, 26 maja 2012 · Komentarze(13)
Bieg na Ślężę zaliczony.
Trasa ma równo 5km, przewyższenie 543m.
Start pod stadionem, potem ok 1km do schroniska i dalej czerwonym szlakiem przez Wieżycę na szczyt Ślęży.

Na metę dobiegło 302 osoby.
Ostatecznie zająłem 53 miejsce w kat. OPEN i 13 w kat M30 :) z czasem 36m45s, średnie tempo biegu 7:21 (strasznie dużo).
Pozostałe wyniki na stronie biegu.

Biegło się bardzo fajnie, był tylko jeden odcinek ok 200-300m, gdzie wolałem maszerować.
Jak dla mnie było trochę za ciepło.
Przetestowałem też pierwszy bieg bez skarpet w minimusach MT, jest OK.
W drodze powrotnej zbiegałem, żeby zbytnio nie zamulać dobrze znanymi szlakami.


Podwrocławskie urodzaje :)

Półmaraton Ślężański zamiast KRW#3 jest rekord!

Sobota, 24 marca 2012 · Komentarze(7)
Udało się dziś przebiec półmaraton w terenie mocno pagórkowatym.
Profil trasy można obejrzeć na stronie zawodów. Było trochę podbiegów, które w palącym słońcu dawały się we znaki. Na szczęście podbieg na przełęcz Tąpadła był w zacienionym lesie.

Woda w kubkach na trzech punktach służyła jako chłodziwo na głowę. Czoło spalone, jakbym w środku lata wystawał głową z piachu na plaży w Międzyzdrojach...

Balony na 1:40 wyprzedziły mnie dosyć szybko już na 5km, nie zdążyłem im nawet pomachać. Tyle ich widziałem...
Finisz był świetny, fajne przyspieszenie z lekkiej górki na ok 800m i rzutem na taśmę zrobiłem...1:40:05.
Czyli taki mały tradycyjny pech, bo w ostatnim Maratonie Karkonoskim zrobiłem czas 5:00:13.

Impreza udana, ostatecznie zająłem 523 miejsce OPEN i 115 w M30.

Bieg Homolan Kudowa Zdrój

Niedziela, 17 lipca 2011 · Komentarze(3)

Po Akicim Śnieżniku podjechaliśmy do Kudowy Zdrój na kameralny(ok 80osób) Bieg Homolan(10,5km).
Spotkaliśmy też kilkoro znajomych z Wrocławia.

Przy okazji udało się nam(mnie i Kasi) pobić nasze czasy na 10km, u mnie wyszło jakieś 44-45min u Kasi ok 51min. Warunki nie były zbyt sprzyjające, ciepło(30st.C) i bezwietrznie.
Można powiedzieć że Kasia odniosła 3 sukcesy:)
- rekord na 10km
- trzecie miejsce w open kobiet i puchar
- drugie miejsce w kat. wiekowej i medal
Na zdrowie!

Kto to są Homolanie(Homole)?
Ciekawą historię i legendy związane z Homolami, zamkiem, rycerzami, zbłąkanymi duszami itd przeczytasz w Średniowieczny zamek rycerski Homole

Tracker GPS zdecydowanie nie radzi sobie na wąskich i krętych ścieżkach w małym parku zdrojowym w Kudowie. Co okrążenie to inna trasa przez co zmierzył tylko 10km.