Od kiedy zapisałem się na Bieg na Wielką Sowę chciałem pojeździć w okolicy na rowerze. Jechać taki kawał w piękne okolice i biec tylko 10km to gwarantowany niedosyt.
Wieża na Wielkiej Sowie
Wypatrzyłem na mapach ciekawy szczyt Ruprechticki Szpiczak(880m npm.) z fajnymi widokami i dobrym miejscem na
biwak w hamaku.
Po biegu zjadłem frytki z surówką i wystartowałem o 16 z Ludwikowic Kłodzkich(Gospoda Harenda) ponownie na Wielką Sowę.
Następnie szybko przez Małą Sowę do Rzeczki, następnie kompleks Osówka i postój w Głuszycy. Tutaj niestety znowu frytki(2 porcje) i dwa cienkie piwa. Wyjazd o 19:30 i szybko na Szpiczak, żeby zdążyć przed zachodem słońca i rozbić biwak.
Ostatnie ciężkie podejście ze stromym nachyleniem 30% i jestem na szczycie. Spotykam tutaj parę Czechów przy ognisku, którzy też planują biwak pod chmurką.
Robi się chłodno i nawet nie chce mi się wychodzić ze śpiwora, żeby zrobić herbatę. Niestety w hamaku nie da się gotować na leżąco! W śpiworze z komfortem do 7st było zimno mimo dosyć ciepłego wieczora i nocy. Prawdopodobnie przez to, że tego dnia poszło w sumie ok 5000kcal, a zjadłem tylko jakieś 2500kcal.
Kompleks Osówka i bunkier Kasyno
Ostatnie podejście przed szczytem
Panorama ze Szpiczaka
Obozowisko nad ranem
Cała trasa z postojami zabrała mi 4.5 godziny. Ślad na Stravie
Wycieczka biegowa z Kasią na płaskowyżu pod szczytem Teide(3718m).
Celem był Pico Viejo (3135m), którego jednak nie udało się zdobyć, bo na szlak weszliśmy dopiero po godz. 15. Zawróciliśmy równo o 1720 na wysokości 2725m. Po godzinie byliśmy już na parkingu równo z ostatnimi promieniami Słońca.
Kasia ogląda klasyczny zachód na płaskowyżu pod Teide na wysokości ok 2100m. W tle wyspy Gomera i z tyłu Hierro.
Kolejny dzień na Ślęży i ta sama trasa co wczoraj. Dziś truchcik z Kasią. Upał mniejszy i dla odmiany pobiegłem w Monk Sandals. Pierwszy raz taki dystans w sandałach i o dziwo żadnych problemów. Bez otarć, paski nieźle trzymają i nic nie przeszkadza.
Kolejna w tym roku aklimatyzacja do biegania w upale. W dodatku rekordowym, było podobno 37st. Dzięki temu, że testowałem kamizelkę pod Grań Tatr miałem przy sobie, zupełnie przypadkiem, 1.5L wody! Normalnie na tej pętli 18km nie mam nic. Tym razem 1.5L było już wypite po 13km na szczycie Ślęży, a tempo miałem leniwe ze względu na okoliczności. W schronie dokupiłem jeszcze litr! Czyli na niewinne dwie godziny truchtania poszło 2.5L. Żeby było ciekawiej już po ok 5km czułem lekko łydki, które dostały mocno na Półmaratonie Karkonoskim(ale to było tydzień temu!). O co im chodzi?
Z powrotem, zbliża się zachód słońca, w dole Sobótka
Potestowałem kamizelkę Salomona, pobiegnę z nią Grań Tatr za tydzień. Ostatni dzwonek na testy. Cały wymagany sprzęt się zmieści i do tego sporo wody. Kamizelka ma 11 kieszonek w tym 3 na suwaki.
Tutaj wygląda na to, że się parking zrobił. Im bliżej stolika z browarem
tym lepiej. A może to z powodu wprowadzonych opłat pod stadionem. Na
przełęczy nie ma parkingu to i opłat nie ma.
Pumptrack to bardzo fajna rzecz. Nie trzeba pedałować i można jechać i jechać.
Ale spocić się można!
Jakoś w te upały nie było chęci na dłuższy bieg, na krótszy też nie(a Bieg Ultra Granią Tatr czeka!) Na pumptracku nigdy nie jeździłem, więc czemu nie spróbować. Pumptrack KILI jest...obok Kilimandżaro :)
Raz zahaczyłem o drzewo, raz o glinianą bandę, ale ogólnie bez strat :)
Tak wygląda ślad zarejestrowany przez GPS, raczej niezbyt dokładny skoro jedna pętla zajmuje mniej niż pół minuty.
Drugi z rzędu długi bieg stał pod znakiem zapytania. Po wczorajszej 30 w Górach Bialskich nogi były trochę tępe, ale się rozruszały. Nawet trochę byłem zaskoczony, bo pobiegłem trasą zbliżoną do GPŚ. Czyli dwa razy byłem na Ślęży co dało prawie +1100m na 21km. Mimo to czułem się nieźle. Co najważniejsze lewy piszczel po tygodniowej przerwie od biegania, jakby ucichł. A pobolewał już na pierwszych kilometrach w ostatnich tygodniach.
Niesamowite widoki z Raduni w stronę Karkonoszy. Może nawet widać Śnieżkę, a może Śnieżnik?
Moja pierwsza para MT110 dorobiła się na Krecie nowych wentylatorów. Mają już 1200km i do biegania w ciepłe dni są jak znalazł.
Wycieczka biegowa w Góry Bialskie celem rekonesansu trasy Ultra Trail 65 w ramach DFBG Bardzo fajne góry, nie za wysokie, nie za strome, ale jest się gdzie zmęczyć i jest co pooglądać dookoła. Zrobiłem pierwszą część biegu który będzie 18 lipca. Wydaje się, że ta część jest bardziej stroma, chociaż po sumie podbiegów 1222m wygląda na to że rozkłada się to po równo. W każdym razie wbieg(wejście) na Czernicę 1080m jest całkiem strome, ok. +500m na 5km. Na szczęście przez cały bieg tylko trochę pokropiło w drodze na Czernicę. Nie znając trasy i nie mając żadnej mapy nawigowałem z zegarka po śladzie ze strony DFBG i udało się to całkiem nieźle.
Widok z ulicy Leśniej w Lądku na zachód, przed biegiem ok godz. 18.