Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2009

Dystans całkowity:272.23 km (w terenie 80.00 km; 29.39%)
Czas w ruchu:13:56
Średnia prędkość:19.54 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Suma podjazdów:1650 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:19.44 km i 0h 59m
Więcej statystyk

Reaktywacja Piranii

Poniedziałek, 19 października 2009 · Komentarze(2)
Rower uruchomiony po dłuższej przerwie po maratonie w Polanicy


Po bikemaratonie w Polanicy © blas


Pirania czekała trzy tygodnie, żeby się nią zająć. No i się zająłem, bo potrzebowałem szybkiego roweru.
Naprawa sprowadzała się do załatania dętki przedziurawionej na maratonie i założenia nowej/starej opony.
Opona z maratonu po przejechania kilku km na całkowitym kapciu nadaje się na śmietnik.
Co ciekawe obręcz wygląda całkiem nieźle!
Jechała przez jakieś 4km po asfalcie, korzeniach, bruku, kamieniach i nic jej nie jest:)
Obręcz ta ma już za sobą 8 kilometrową jazdę przez Wrocław(w grudniu 2007).
Jestem pod wrażeniem jej wytrzymałości.

Pechowy Bikemaraton Polanica Zdrój

Sobota, 3 października 2009 · Komentarze(9)
Z wielkim trudem, ale udało się przejechać cały duży dystans maratonu!
Dwa lata temu start w Polanicy też był pechowy - z powodu zerwanego łańcucha.

Po pierwsze trud był duży dlatego, że ostatnio ścigałem się na maratonie w Boguszowie Gorcach 9 maja, a jazd dom - praca - dom do treningu zaliczyć nie można.

Po drugie w piątek miałem ciekawy trening po miesięcznej przerwie, gdzie przez półtorej godziny wymachiwaliśmy takimi oto przyrządami (chishi):

No i od tego chishi porobiły mi się na dłoniach odchishki, więc kierownicę ściskało się nieco trudniej.

Po trzecie baaaardzo długo będę pamiętał, że Jacek w Karpaczu złapał dwa kapcie. Dlaczego?

Na siódmym kilometrze od startu kiedy ciągnął się podjazd spotkałem Jacka. Pierwszy raz spotkaliśmy się w realu, więc chwilę zajęło mi zanim się skomunikowaliśmy;), przywitaliśmy się i zaczęliśmy rozmawiać. Nawet jedna pani kibicka pokrzyczała na nas żebyśmy się nie rozgadywali tylko kręcili.
Właśnie podczas tej rozmowy dowiedziałem się o pechowych kapciach Jacka w Karpaczu...

Jakieś 100 metrów dalej, złapałem jednego z nich - w tylnym kole. Nie wiem, czy to był dokładnie ten sam Jackowy Kapeć z Karpacza, ale był.

Niestety nie było mi już dane więcej pogadać i wspólnie pokręcić.

8 minut zajęła mi zabawa ze zmianą dętki. Minęły mnie w tym czasie jakieś 4 peletony, z 50 albo i 100 ludzi. Pod górę na tych początkowych kilometrach stratę odrabiało się całkiem szybko i przyjemnie.

Ktoś napisał, że maraton w Polanicy jest trochę nudny i faktycznie trasa jest poprowadzona głównie duktami leśnymi, często z potężnymi kocimi łbami. Był jeden krótki techniczny zjazd, na którym kilka osób wykorzystało okazję do gleby. Poza tym do 60 kilometra nic specjalnego się nie działo.

Wtedy zaczęło schodzić powietrze z nowo założonej dętki...
Żeby chociaż wzięło i zeszło, ale nie, ani w jedną ani w drugą, tylko się sączy powoli. Pierwsze pompowanie po ok 6 kilometrach(czyli zostało do mety ok 20km).
Z szybkich wyliczeń wynikało, że nie ma sensu łatać dętki i tracić przy tym 15+minut, bo te 3-4 dopompowania co 5km zajmą mniej czasu.

Niestety od 70km musiałem zatrzymywać się coraz częściej i częściej. Mijałem na trasie te same osoby jadące nieco wolniej(a jednak szybciej). Od 80km zatrzymywałem się co 1-1.5km pompowałem ok 1 minutę i darłem ściółkę ile sił, żeby przejechać jak najwięcej do następnego dymania...

Na ostatnich 3km nie było już co pompować dętka, opona i obręcz pewnie też dostały w kość(kocią - znaczy w koci łeb). Kasia czekała już piątą godzinę na mecie, nie było sensu przedłużać agonii tylnego koła i szarpać się z łatkami zmarzniętymi palcami.

Nie wiedziałem, że kewlarowe opony wydają takie piękne dźwięki. Turkotało malowniczo o czym przekonało się pół Polanicy, szczególnie na brukowanym odcinku.

Start w Polanicy Zdrój, foto YoAnna © blas

Autor zdjęcia: temporaryif

Maraton można zaliczyć do ukończonych:)
Dwa lata temu niemal ten sam dystans przejechałem w czasie 4:32 (115 w open, 59 w M2).
Tym razem było to 5:02(87 w open, 31 w M2 - ostatni!)
Od przyszłego roku kategoria M3.

Do zobaczenia na trasie :)
W rozmowie ze mną na trasie proszę nie wspominać o żadnych defektach!

We Francji też nie mają lekko

Piątek, 2 października 2009 · Komentarze(3)
Narzekamy co dzień, jak to nas źle traktują, zajeżdżają drogę, parkują na śmieszkach, rzucają krawężniki pod nogi i tak dalej. Każdy wie o co chodzi.
A tu proszę w takiej Francji też nie mają lekko.
Generalnie życie rowerzysty, to ciężki kawałek chleba!
Na filmie widać jaką walkę o swoją przestrzeń toczą Francuzi.

U nas we Wrocławiu po staremu.
Żeby nie być gołosłownym przedstawiam porcję z serii

"Jestem burakiem i mi z tym dobrze"


Tak przy okazji to była 8 rano i koleś ze zdjęcia właśnie zaczynał dzień od browara. Piwo miał zapakowane w papierową brązową torbę(na zdjęciu trzyma browar prawą ręka i chowa za kolanem). Niestety u nas numer z torbą nie przechodzi.


Ulica Armii Krajowej. Codzienna śmieszka do pracy(auto z pierwszego zdjęcia).



Innego dnia pan inżynier budowy nawiedził podopiecznych browarników. Oczywiście zaparkował na śmieszce, w końcu inżynier(???).



"Jestem buraczanym inzynierem i bedem parkował gdzie mie się podobasie"


Dwa dni później spotykam kolejnych buraczanych kierowców. Stała miejscówka dobra jest, do czasu. Widzę ich tam kolejny dzień z rzędu.



To by było na tyle.
Jutro bikemaraton Polanica Zdrój i w planach 87km. Trasa maratonu i więcej szczegółów.
Jest to ostatnia impreza w tym roku z cyklu Eska Fujifilm Bikemaraton.