Grill party Sułów dzień drugi Powrót z Sułowa do Wrocławia z licznymi przygodami związanymi z obieraniem różnych ciekawych skrótów terenowych :)
Efekt skrótu poniżej, jeszcze się cieszymy: "Vincent, cieszymy się?!"
Tak, tak cieszymy się promieniejemy z radości :D
A ta mała kropeczka, tam o tam! to Kasia jedzie w rzepaku, jeszcze jedzie:)
Poniżej część traski maratonu wrocławskiego. Ślady już zaschnięte bo maraton był pod koniec kwietnia:)
Skrót był wyśmienity. Z Sułowa wyjechaliśmy ok 2/3 godzin przed główną ekipą. Dogoniliśmy ich(!) po wyjechaniu z naszego skróru, było to gdzieś w pasikurowicach, a może trochę wcześniej:)
Współpraca i równowaga Dzisiaj udało się niezaliczyć gleby... Jak widać łańcuch skułem za pomocą tego co miałem:) Jeszcze się trochę pokręci. Za to przerzutka dostała nowiutkie kółeczka do wózka. Poprzednie już praktycznie nie miały ząbków.
Bęc na Matkę Ziemię Tak ładnie było w drodze do pracy:
Równie dobrze z powrotem:
Chwilę potem na Grabiszyńskiej łańcuch nie wytrzymał, a ja wylądowałem na środku skrzyżowania podpierając się łokciem i kolanem;/ Oczywiście ruszałem spod świateł na twardym przełożeniu i chciałem sobie depnąć...
Do domu czekał mnie spacerek, bo oczywiście skuwacza nie zabrałem, a była to pierwsza jazda góralem do pracy... Po drodze jest serwis rowerowy co się nazywa "Serwis narciarski" (taka stara drewniana narta na wystawie wisi). Pan powiedział(zapytany o skuwacz), że narzędzi nie pożycza. Nawet jak na jego oczach będę kręcił. Swoją drogą na pytanie o skuwacz dał mi spinkę do łańcucha :D Sam se skuję i jutro zrobię drugą próbę bezpiecznego powrotu z pracy...
Bikemaraton Zdzieszowice Kolejna edycja zaliczona. Bardzo ciekawe miejsca do odwiedzenia w okolicach Góry Św. Anny. Na przykład imponujący amfiteatr - bardzo duży. Sam maraton, to pierwsze podjazdy, góra dół, góra dół. W sumie 1500m podjazdów na najdłuższym dystansie. Po 3 dniach jeszcze mnie boli lewe kolano. Oby w Boguszowie jeszcze pojechać, potem miesiąc przerwy - do Tarnowa nie jedziemy. Ogólnie kiepsko mi się jechało, wolno jakoś. Oczywiście na maraton pojechaliśmy wesołym składem, czyli Asica, Arni, Dawid i ja. Tym samym umocniliśmy silną pozycję drużyny bs w generalce drużyn. Do tego umocnienia przyłożył się także Piotr:)
Trasa była dość sucha, dlatego mycie rowerów nie było konieczne i można było w spokoju odsapnąć przy kiełborce i kawie:) "ładnie pachniesz...jak kiełbaska...."